Powinnam się cieszyć, bo lubię panią redaktor Annę Rębas, ale to, ile musi ponieść dla mnie trudu, bardzo mnie peszy. Żebyśmy razem mogły przywitać wracających z rejsu załogantów Kapitana Borhardta, pani Anna najpierw musi po mnie przyjechać do Gdyni, następnie po spotkaniu znów tu ze mną przyjechać, no i znów wrócić do Gdanska, gdzie mieszka. Tyle zachodu, więc jej powiedziałam, że nie chciałabym jej sprawiać tego kłopotu, ale nic nie pomogło i jutro tu po mnie będzie. Po powrocie opowiem, jak było i chociaż nie jestem jeszcze całkiem zdrowa, bo złapałam infekcję wirusową, może ją zgubię w ciągu jutrzejszego dnia?
Jutro kolejny reportaż w magazynie morskim Radia Gdańsk
To chyba będzie ten materiał, który został nagrany przez panią redaktor Annę Rębas wtedy, kiedy mnie odwiedzili Julitka i Dawid. Dostałam wiadomość, że ten reportaż zostanie wyemitowany o dwudziestej pierwszej. Oczywiście w radiu Gdańsk, ale z linkiem musicie sobie sami poradzić, bo chociaż go dostałam, to jest tylko na moim iphonie, a pojęcia nie mam, jak by go można tu sprowadzić. Taka jestem ofiara. Ponieważ jednak poprzednim razem link się znalazł nawet na moim blogu, mam nadzieję, że i tym razem kto zechce, znajdzie sposób, by posłuchać.
Kto mi powie, jak to zrobić?
Chciałabym sobie czasem pościągać jakieś linki na komputer, które by mnie prowadziły prosto do źródła, czyli jakiejś konkretnej audycji, czy słuchowiska. Jak na przykład pobieracie linki do jakiejś muzyki, czy reportażu? Proszę o dokładną instrukcję krok po kroku, bo sama sobie z tym nie radzę.
I co tu powiedzieć?
Miała być przygoda, spotkanie, poznanie ciekawych ludzi, a wyszło tak, że lepiej nie mówić. Jak to właściwie jest, że najpierw wpadamy w euforię, tak, tak, oczywiście, że biorę udział w eltenowym zlocie, a jak przyjdzie co do czego, to całkowita klapa. No i gdzie tu jest szacunek i odpowiedzialność? Czyżby tu były same dzieciaki? po prostu brak słów. Wcale się nie dziwię, że organizatorzy projektu mają dość i w najbliższym czasie nie podejmą nowego trudu. Szkoda tylko, że to, co już zrobili, do niczego się nie przydało.
Zaskakująca niespodzianka.
Już parę razy się nie udało, a tu nagle taka niespodzianka! Kiedy odebrałam telefon od Dawida, zastanawiałam się, co się stało, że ma ochotę wpaść do mnie. Oczywiście, że się ucieszyłam bo przecież zawsze to okazja, żeby spokojnie o różnych rzeczach porozmawiać. Kiedy więc zadzwonił domofon, otworzyłam także drzwi mieszkania, żeby posłuchać,czy idzie i gdzie już jest. Kiedy kroki zbliżły się na tyle, by je wyraźnie słyszeć, zdziwił mnie ich odgłos, bo miałam wrażenie, jakby były podwójne. „Co mu się stało” pomyślałam. Pewnie zaliczył jakąś kontuzję i wchodzi dwiema nogami na jeden stopień. Kiedy doszedł do mojego piętra i stanął na przeciw mnie, wydało mi się, że jest podwójny, a kiedy powiedział: „Dzień dobry, a usłyszałam dwa głosy, stwierdziłam z przerażeniem, że Dawid chyba jes magiczny. Na szczęście drugi głos powiedział: „To ja, julita” i wtedy wszystko stało się jasne. Spędziliśmy nie tylko bardzo miły wieczór, ale moi goście załapali sie na reportarz. Pani redaktor Anna Rębas miała ze mną zrobić nagranie na temat „Zobaczyłam morze”, bo pojawiła się makieta „Daru Pomorza”, która ma przybliżyć niewidomym wyobrażenie o tym okręcie. Ponieważ jednak znalazła u mnie niespodziewanych gości, była oczywiście zmiana tematu i tak Dawid, jak i Julitka opowiedzieli o sobie to i owo. Pośpiewaliśmy, pograliśmy, pośmialiśmy się wesoło i kiedy młodzi musieli iść do pociągu, pani redaktor podrzuciła ich na kolejke, mnie natomiast zabrała na Skwer Kościuszki i nagrała to, o co jej chodziło. W sumie było tak, że nigdy bym się tego w tym sobotnim dniu nie spodziewała.
Rzadziej bywam, ale jestem.
Jak na razie, same kłopoty z tą moją książką, bo wciąż redakcja nie jest zrobiona, okładka w proszku, a o audiobooku nic nie słychać, bo ciągle szukam tego, kto by go chciał zrealizować. Zrzutka stanęła i już pewnie tak będzie do końca, ale mam nadzieję, że z tego, co zebrane, wydamy go i już. Mam ostatnio pewne obietnice z Bernardinum, bo odezwała się pani rzecznik od gdyńskiego prezydenta i prosiła, żeby raz jeszcze skontaktować się z księdzem prezesem tego wydawnictwa no i jak na razie, pertraktujemy. Jak już będzie coś na stałe, to dam znać, a teraz pozdrawiam wszystkich moich kochanych czytelników i do następnego wpisu.
Piękne święto Maryjne
Pomodliłam się dziś o uzdrowienie, bo jakoś tak mi jest, że nie wiem, czy dalej udźwignę chorobę. Bardzo mi się posypały stawy kolanowe i kręgosłup lędźwiowy. Jeśli by tak już miało zostać, to proszę o siłę w nowym wytrwaniu, ale wciąż jeszcze nie jestem na to gotowa. Chciałabym jeszcze popracować, przydać się tu i tam, ale najbardziej bym chciała, żeby dotychczasowy stan potrwwał jakiś czas. Wiosna jakoś nie chce ocieplić atmosfery, a w mój codzienny optymizm wkrada sie coraz więcej smutnego nastroju. Siedzę w tym moim mieszkanku, które przecież tak lubię, ale coś mi się wydaje, że w najbliższym czasie to się zmieni. Gdybym na stałe już musiała usiąść na wózku, byłoby ono moim więzieniem. Na razie staram sie o tym nie myśleć, bo wciąż wierzę, że to jeszcze nie koniec mojej aktywności. No i jeśli tak nie będzie, to mam nadzieję, że Pan Bóg da mi siłę do przebrnięcia przez trudne nowe doświadczenia, ale dziś z głęboką wiarą prosiłam o oddalenie nowego krzyża. Jeśli nie zostanę wysłuchana, to proszę Was, którzy wierzycie razem ze mną, wstawcie się i poproście, by mi Pan Bóg dał siłę do znoszenia nowych doświadczeń.
Czyżby kolejna porażka?
Zawsze mi się wydawało, że Elten to taki zakątek świata, gdzie bezpiecznie można się poruszać, ale widać nie ma na świecie już nic stałego, skoro i tutaj nie ma spokoju. Prawie nie bywam na forach, więc nie wiem, o co chodzi, ale szczerze mówiąc,nawet nie chcę wiedzieć, skoro i tak nic nie jestem w stanie na to poradzić. Zastanawiam się tylko, dlaczego tak musi być, że jak jest w miarę dobrze, to zawsze znajdzie się ktoś, kto musi zamącić? Bardzo Ci serdecznie życzę, Dawidzie, by wszystko wróciło do normy, ale jeśli nie wytrzymasz tej ogromnej presji, to wcale się nie zdziwię, gdy Elten przestanie istnieć.
Co Wy na to/
Na mój ostatni komentarz we wpisie „A jednak się stało” nikt się nie odezwał. Wobec tego zaczęłam szukać dalej i oto, co znalazłam:
Każdy z nas zna jakąś osobę, która ma coś ciekawego do powiedzenia i chciałaby wydać własną książkę. Cały proces wydawniczy może wydawać się skomplikowany, czasochłonny i kosztowny, dziś dowiemy się, jak to naprawdę jest.
Najpopularniejszym sposobem na wydanie książki wydaje się zaniesienie swojej powieści do wydawnictwa i przechodzenie przez ciężki proces wydawniczy. Już pierwszy etap może być wyjątkowo trudny, bo ktoś musi przeczytać naszą książkę – co zajmuje często wiele czasu – a następnie zdecydować o tym, czy zostanie ona wydana, czy nie. Od razu powiemy, że naprawdę bardzo mały odsetek książek zostaje w ten sposób wydanych, a większość autorów chodzi ze swoim oryginałem od wydawnictwa do wydawnictwa i liczy na to, że w końcu ktoś się zgodzi.
Takie przygody przeżywali nawet znani i lubiani dziś autorzy, więc przez to widzimy, że ten proces wcale nie jest taki dobry, a często może działać po prostu ze szkodą dla autorów i czytelników, bo oto całkiem dobra książka nie zostanie doceniona przez wewnętrznego recenzenta. Kolejnym minusem jest to, że wydawnictwa mają często wymagania co do treści i chcą mieć na nią wpływ.
Nowe możliwości
A jednak się stało
Od wczoraj jest zrzutka na moją książkę, czyli, żeby móc ją wydać. Dla mnie to sytuacja mało komfortowa, bo wolę dawać niż brać, ale skoro o tym za mnie ktoś zdecydował, to pokornie przystaję mając nadzieję, że ma to swój sens. Nie podaję tu linka do zrzutki, bo mi jakoś niesporo, ale jeśli się uda i książka w końcu wyjdzie, powiem Wam o tym na pewno. Mam kontakt z poligrafem.pl i oni mi tam w kalkulacji nie wyodrębnili ile muszę zapłacić za redakcje i korektę, chociaż o to pytałam. 12 tysięcy to tylko papier, druk, oprawa i okładka. Jeśli ktoś z Was zna się troche na wydawaniu książek, to przekopiuję tu całą kalkulację, żeby mi ktoś wyjaśnił, w czym przesadzili z tą ceną 12 tysięcy złotych za wydanie tysiąca egzemplarzy.Jeśli się zdecydowałam na rozmowę z poligrafem, to dlatego, że mają w ofercie dystrybucję, czego nie znalazłam w ofertach inntch wydawnictw. Nie wiem, jak to jest, czy kiedy daje się tekst do wydawnictwa, to czy jest zredagowany i po korekcie, raz jeszcze przechodzi ten proces w wydawnictwie? Raz jeszcze zapytam o to w Poligrafie, a jeśli by się okazało, że można przysłać uporządkowany tekst, to czy aktualna jest pomoc Julitki i Zuzler w sprawie przeprowadzenia tego przedsięwzięcia? A oto, co pisze pani redaktor z Poligrafu:Ewelina Kaźmierczak
Dzień dobry, Pani Heleno,
dziękujemy za zainteresowanie ofertą naszego Wydawnictwa.
Jednocześnie gratulujemy Pani talentu pisarskiego.
Wydajemy książki w naszym autorskim Systemie Wydawniczym Fortunet. System Wydawniczy Fortunet polega w największym skrócie na tym, że Autor finansuje w całości wydanie swojej książki, a nasze wydawnictwo tę książkę wydaje i zajmuje się jej dystrybucją.