Przyszło mi parę dni temu do głowy, czy nie warto by było postarać się o wersję brajlowską mojej książki i napisałam do siostry dyrektorki laskowskiej biblioteki z taką propozycją. W zasadzie nie ma przeszkód, ale trzeba by jenak zapłacić, a ile? Tego się dowiem w najbliższej przyszłości. Chciałabym żeby wyszła wersja brajlowska, bo parę koleżanek z mojej klasy, o których jest mowa, nie posługują się nowoczesnymi technologiami. Siostra też zasugerowała, że gdyby ktoś chciał mieć tę książkę w domu, to też można by dla indywidualnego czytelnika wydrukować, ale sobie myślę, że chyba nikomu nie przyjdzie do głowy sprowadzać sobie do domu pięciu tomów w brajlu, bo wg stron czarnodrukowych tak to siostra mniej więcej wyliczyła. No więc niechby chociaż była w laskowskiej bibliotece i u mnie, to bym pożyczała, gdyby zaistniała taka potrzeba. A co Wy na to? Mało się ostatnio odzywacie! Z audiobookiem jest tak, że może będzie gotowy pod koniec kwietnia.
Książka wreszcie wysłana
We wtorek te osoby, które przysłały adres po „Iskierki w mroku” mogły zacząć oczekiwać na przesyłkę. Wdzięczna będe, jeśli potwierdzicie odbiór.
Jest książka, przyszła 29 października z drukarni!
Kiedy po raz pierwszy dostałam ją do ręki, myślałam przez chwilę, że to sen. Pani Małgosia, która mi ją wręczyła, była tak samo wzruszona, jak ja. Tyle problemów, tyle czekania, aż nareszcie jest to wymarzone spełnienie. Teraz czas się zająć audiobookiem. Przedtem jednak trzeba rozdać, co mam, a chętnych jest co nie miara. Jeśli ktoś z Eltenowiczów chciałby mieć wersję papierową mojej książki, której tytuł ostatecznie brzmi: „Iskierki w mroku”, to proszę podawać adresy, na które będe wysyłała zapotrzebowane egzemplarze teraz cieszcie się razem ze mną moim spałnionym marzeniem.
Pierwszy jesienny liść.
Dla mnie bezbarwny, ale ciągle żywy, wciąż pachnie zieloną przeszłością. Na jakim drzewie kołysał się z wiatrem, w którym lesie słuchał pieśni ptaków? Czy dotknęło go spojrzenie słońca? Co mi przyniósł w darze oprócz smutku? Jego jesień i moja jesień, to jedno, więc przyklejam go sobie do serca Niech zostanie ze mną na dobre i na złe, gdy na moim odludziu zamilkł nawet ptak..
Miła niespodzianka
Na stronie internetowej Radia Gdańsk znalazłam wiadomość, że trzy dziennikarki z tej rozgłośni wygrały ogólnopolski konkurs na reportaż o tematyce morskiej. Jest między nimi i ten, który nagrała dla naszych potrzeb Magmar. On sie w konkursie nazywav”Zobaczyłam morze”. Julitko, Dawidzie, opłaciło sie spotkanie? Zaraz tu przytoczę to, co o tym reportażu napisano w tzw streszczeniu:”Helena skończyła 82 lata. 10 lat temu autorka reportażu spotkała ją na gdyńskim żaglowcu „Zawisza Czarny”. Wtedy pani Helena pierwszy raz poczuła, jak to jest znaleźć się na morzu. Potem już nie było takiej okazji, żeby popłynąć, ale morza nie zapomniała nigdy. podczas ostatniej wizyty dziennikarka spotkała w domu pani Heleny jej młodych przyjaciół: Dawida i Julitę. Dawid jest uczniem bohaterki reportażu. Napisał program komputerowy dla niewidomych. Julita uwielbia natomiast tematy morskie, pięknie śpiewa i jak się okazuje, uczestniczyła w tym samym projekcie „Zobaczyć morze”, tylko kilka lat później. Wizyta u Heleny kończy się nieoczekiwanie”. Pojęcia nie mam, co to miało znaczyć, bo przecież pani redaktor podrzuciła młodych na dworzec i nawet jeszcze podholowała ich do kolejki SKM. Może to miało zachęcić do posłuchania reportażu?
Powitanie wracających z morza.
Przypłynęli nocą, ale wyokrętowanie wyznaczono na dziesiątąą rano więc zdążyłyśmy dojechać, żeby pani redaktor mogła jeszcze pogawędzić z załogantami. Mnie natomiast bardzo się chciało obejrzeć statek jak najdokładniej, bo przecież w przyszłym roku planuję wziąć udział w rejsie. Z bosmanem jako przewodnikiem zwiedziłam najpierw to, co na pokładzie, a potem już samodzielnie zeszłam pod pokład, żeby zwiedzić resztę, a więc przede wszystkim znalazłam różnorodne kajuty. Ucieszyłam się, że nie ma kubryku, bo to, co zapamiętałam z „Zawiszy”, to była masakra, kiedy 40 osób musiało oddychać tym samym powietrzem. Na tym statku są dwu,trzy i czteroosobowe kabinki i w każdej łazieneczka, a więc nie trzeba wychodzić na pokład do wspólnych ubikacji. Mesa, czyli jadalnia nie jest wprawdzie zbyt duża, ale spokojnie mieści dwie czteroosobowe wachty. Już się nie mogę doczekać, kiedy nastąpi ten czas, gdy i ja stanę się załogantką.
Mieszane uczucia.
Powinnam się cieszyć, bo lubię panią redaktor Annę Rębas, ale to, ile musi ponieść dla mnie trudu, bardzo mnie peszy. Żebyśmy razem mogły przywitać wracających z rejsu załogantów Kapitana Borhardta, pani Anna najpierw musi po mnie przyjechać do Gdyni, następnie po spotkaniu znów tu ze mną przyjechać, no i znów wrócić do Gdanska, gdzie mieszka. Tyle zachodu, więc jej powiedziałam, że nie chciałabym jej sprawiać tego kłopotu, ale nic nie pomogło i jutro tu po mnie będzie. Po powrocie opowiem, jak było i chociaż nie jestem jeszcze całkiem zdrowa, bo złapałam infekcję wirusową, może ją zgubię w ciągu jutrzejszego dnia?
Jutro kolejny reportaż w magazynie morskim Radia Gdańsk
To chyba będzie ten materiał, który został nagrany przez panią redaktor Annę Rębas wtedy, kiedy mnie odwiedzili Julitka i Dawid. Dostałam wiadomość, że ten reportaż zostanie wyemitowany o dwudziestej pierwszej. Oczywiście w radiu Gdańsk, ale z linkiem musicie sobie sami poradzić, bo chociaż go dostałam, to jest tylko na moim iphonie, a pojęcia nie mam, jak by go można tu sprowadzić. Taka jestem ofiara. Ponieważ jednak poprzednim razem link się znalazł nawet na moim blogu, mam nadzieję, że i tym razem kto zechce, znajdzie sposób, by posłuchać.
Kto mi powie, jak to zrobić?
Chciałabym sobie czasem pościągać jakieś linki na komputer, które by mnie prowadziły prosto do źródła, czyli jakiejś konkretnej audycji, czy słuchowiska. Jak na przykład pobieracie linki do jakiejś muzyki, czy reportażu? Proszę o dokładną instrukcję krok po kroku, bo sama sobie z tym nie radzę.
I co tu powiedzieć?
Miała być przygoda, spotkanie, poznanie ciekawych ludzi, a wyszło tak, że lepiej nie mówić. Jak to właściwie jest, że najpierw wpadamy w euforię, tak, tak, oczywiście, że biorę udział w eltenowym zlocie, a jak przyjdzie co do czego, to całkowita klapa. No i gdzie tu jest szacunek i odpowiedzialność? Czyżby tu były same dzieciaki? po prostu brak słów. Wcale się nie dziwię, że organizatorzy projektu mają dość i w najbliższym czasie nie podejmą nowego trudu. Szkoda tylko, że to, co już zrobili, do niczego się nie przydało.