Drugi dzień był niezwykle intensywny, ale wszyscy dali radę i nikt się nie wyłamał z obowiązującej dyscypliny.
Po bardzo smacznym i obfitym śniadaniu w hotelu pierwszym etapem programu wycieczki były Owińska, na co najbardziej czekałam, bo tyle o tym ośrodku słyszałam dobrego, że musiałam tam być.
Pan Marek Jakubowski, długoletni pracownik i nauczyciel tego ośrodka, bardzo ciekawie opowiedział historię tego miejsca, ale znów Wam nie napiszę, co mówił, bo sami znajdziecie, jaśli będziecie chcieli posiąść taką wiedzę.
Jedno, co mogę powiedzieć, że nie żałuję żadnego trudu, bo to, czego doświadczyłam w Owińskach, na długo zostanie w mojej pamięci.
Jest to niezwykle urokliwe miejsce i taka atmosfera, że chciałoby się tam znowu wrócić, bo było zbyt mało czasu, by wszystko zwiedzić i poznać.
Muzeum tyflologiczne zawiera najstarsze akcesoria związane z alfabetem Brajla, ale to trzeba samemu dotknąć, a jest to muzeum, w którym wszystkie gabloty można otwierać i sprawdzać, co się w nich znajduje.
Jeśli nie wymieniam eksponatów, to dlatego, żeby Was zachęcić do osobistego odwiedzenia tego niezwyczajnego muzeum.
O muzeum zapachów już było w komentarzu, więc tylko dodam, że takiej różnorodności buteleczek i flakoników nigdzie nie widziałam tyle, ile jest w tym aromatycznym miejscu.
Z Owińsk pojechaliśmy do Kórnika, gdzie jak nie wiem, czy wiecie, że urodziła się i mieszkała z rodzicami przez dwa lata Wisława Szymborska i chociaż tak krótko tam była, bo potem już do końca życia przebywała w Krakowie, w Kórnikowskim parku jest jej ławeczka i co jakiś czas na gałęciach drzew porozmieszczane są plakaty z jej wierszami.
W zamku niestety nie byłam i nic o nim nie wiem, ale tak samo, jak Wy, poczytam sobie o nim w Internecie.
Nie dałabym rady po nim chodzić, a wózek się tam nie nadawał do przydatności.
Posiedziałam więc naławeczce pani Wisławy, powspominałam jej cudowną poezję i nabrałam ciszy i spokoju w tym urokliwym parku pełnym zadumy i wyciszenia.
Ostatnim punktem programu wycieczki tego dnia było ognisko w pobliskiej Owińsk miejscowości, ale wybaczcie, że nie napiszę pod jaką nazwą, bo mi to umknęło. Pamiętajcie, że jestem już bardzo stara!
No więc przy ognisku jedliśmy pieczone kiełbaski i warzywną sałatkę, a komary, które też się chciały pożywić naszą krwią, zostały odpędzone przez dym z ogniska i różne rozpylacze.
No i to tyle i przepraszam, że wczoraj się nie wyrobiłam, ale mam nowy komputer, z którym jeszcze nie do końca sobie radzę, więc mi płata troche różnych psikusów. To do jutra, taką przynajmniej mam nadzieję.
Och, miałaś bardzo miły dzień. Narobiłaś mi chęci, by się kiedyś do Owińsk wybrać. Inna rzecz, że nie wiem, czy mi się to uda.