Posted on

Spotyka Cię wielka przykrość. Na razie jesteś w szoku. Myślisz sobie: jak to możliwe, by mogło mnie spotkać coś takiego? Nic złego przecież nie zrobiłem. Kiedy trzeba było, pomogłem, zawsze byłem życzliwy i zgodny, starałem się, by nie robić nic takiego, co by potem miało stać się przyczyną konfliktu, a tu nagle ni z tego ni z owego dostaję tak po głowie, że trudno się z tego otrząsnąć. Jak sobie z tym poradzić? Co zrobić, by przynajmniej wyjść z szoku? Czy jest na świecie ktoś, komu mógłbym się poskarżyć? I tu zaczyna się dylemat. Czy fakt, że wyrzucę to z siebie w czymkolwiek mi pomoże? Co z tego, że spróbuję to komuś przekazać? Na mój ból i tak nikt nie poradzi. Zresztą, czy znalazłby się ktoś, komu warto by było zawracać tym głowę? No i tu dochodzimy do wniosku, że tak naprawdę to w krytycznych sytuacjach zawsze jesteśmy sami. Załóżmy, że chorujemy na raka. To, że się tą wiadomością z kimś podzielimy, w niczym nie umniejszy naszej rozpaczy i załamania. A temu, komu przekazaliśmy tę trudną informację, będzie tylko przykro, że nic na to nie będzie w stanie poradzić. I teraz tak: cierpimy i trudno nam z tym. Szukamy sposobu, by jakoś się z tego wywikłać i co? Mamy jedyne wyjście: zaakceptować daną sytuację w milczeniu i samotności, bo nikt nie zrozumie tego, co czujemy i przeżywamy, dopóki sam tego nie doświadczy. Dlatego nie na darmo się mówi, że człowiek, to najbardziej samotna wyspa.

17 Replies to “Czy miałbyś do kogo z tym pójść?”

  1. Przykre to jest. Ale duszenie w sobie tego co się stało też ma pewne granice, potem stres, nerwy szok, słowem to wszystko co przeżywasz może mieć, i ma negatywny wpływ na twoje zdrowie i psychikę. No bo jak można długo żyć w takim stresie? Więc myślę, że może z dwojga złego lepiej podzielić się tą sytuacją z kimś niż by potem w najbardziej niespodziewanym momencie wybuchło to w tobie i wtedy wbrew twoimzamiarom możesz kogoś zranić słowem nawet ty możesz tego nie kontrolować.

  2. Zawsze jest tak, że powiedzenie komuś o naszych problemach pomaga, nawet tylko dla tego że mamy się komu po prostu wygadać i ktoś nas słucha.

  3. A się z Nowikiem zgodzę. Jeśli ktoś jest życzliwy, podkreślam, życzliwy, to przynajmniej nie dusimy tego w sobie i przynajmniej mamy tyle, że np przypadkiem nie zostaniemy urażeni przez tę osobę.

  4. Człowiek jest istotą społeczną i dlatego chęć podzielenia się z kimś tak problemem, jak i radością jest naturalna. Jeżeli tego z siebie nie wyrzucimy, będzie dusić, aż faktycznie albo wybuchnie, albo osłabi nas od środka. Może faktycznie informacja, że mamy raka, drugą osobę tylko zasmuci, ale nam da poczucie, że nie jesteśmy w naszym bólu sami. Ja, z perspektywy osoby słuchającej, będę wdzięczna temu, kto mówi, że zwierzył się akurat mi. I wiem, że to pomaga. Człowiek naprawdę często potrzebuje nie pocieszenia, a wsparcia. Poczucia, że nie jest sam.

  5. Wszystko to prawda, co piszecie, ale chyba musi minąć jakiś czas, by dojrzała w nas chęć czy wręcz potrzeba wyzbycia się ciężaru. Mnie na przykład w ogóle trudno przychodzi zwierzanie się z czymkolwiek, a co dopiero, gdy zdarzy się coś niespodziewanie bolesnego. Pewnie musi minąć to najgorsze w odczuwaniu, żeby móc o tym zacząć mówić nawet na spowiedzi. Bo jeśli nawet ten ktoś, kogo obowiązuje tajemnica, nikomu nic nie powie, to świeży ból, który nie jest naszym grzechem, musi zostać w nas tylko, ile z tym można wytrzymać? Najlepiej byłoby przespać taki okres, albo próbować wybaczyć? Jednak na to potrzeba często bardzo dużo czasu. Kto wie, czy nie całego życia?

  6. O wszystkim co sprawia nam bul i jest dla nas trudne bardzo ciężko się mówi, dla tego bo po prostu odkrywamy coś przed kimś, naszą słabość, zmartwienia, często nawet bojąc się reakcji tej osoby, wyśmiania, czy bagatelizacji naszego problemu. Ale myślę, że jak się ma już tą osobę, z którą można pogadać to warto wyrzucić z siebie wszystko, bo po prostu samo to, że ktoś nas słucha i wie o naszych problemach sprawia już że czujemy się lepiej dzięki świadomości że jak by nie było nie jesteśmy już z nimi sami. No i do tego może da nam jakąś rade spojrzy z innej perspektywy na nasze problemy.

  7. Wiem że musi minąć trochę czasu. I jak mówimy czas leczy rany. I prawda jest taka że nie przez wszystko da się przejśćsamemu. Bo gdyby tak było to nie potrzebowalibyśmy lekarza i to w sensie cielesnym jak i duchowym. A stan duchowy może mieć wpływ i na zdrowie cielesne. Oczywiście co zrobisz wybór należy do Ciebie. Ale czy nie warto czasem sobie pomóc choćby tylko przez rozmowę z kimś kto może cię zrozumieć?

  8. Postanowiłam sobie pochodzić po różnych blogach i natrafiłam na bloga Julitki. Tam znalazłam taki wpis, który musi pomóc chyba każdemu, a w każdym razie temu, kto wierzy w Boga. Wejdźcie tam i znajdźcie taki wpis, w którym Pan Bóg zwraca się do każdego z nas jak do najbardziej umiłowanego dziecka, a zobaczycie, że po takiej lekturze wszystko staje się łatwiejsze i bardziej proste.

  9. Ojciec Adam Szustak mówi że Bóg to nikt inny, jak nasz najukochańszy TATUŚ. Zna każdego z Nas najlepiej jak to tylko możliwe. Wystarczy tylko Mu zaufać. Tylko i aż zaufać. Zesłał nam swego Syna by nam udowodnić że z Jego pomocą można naprawdę wszystko.

  10. To prawda. Każdy ma jakąś swoją samotność, tylko czasem daje się z nią wytrzymać, ale czasem, gdy staje się nie do zniesienia, wołamy do Ojca: ratuj!

  11. ja mam tak, ze jak komus pisze o tym jakie mam problemy, to i tak to nic niedaje, bo ludzie mnie poprostu nie rozumijja, i jak komus pisze o czyms radosnym, to to jest tes bezsensu, bo w momencie kiedy to zrobie, to juz tej mojej wewnetrznej radoscy nieczuje. Jak by wzniknela wraz z jej podzieleniem sie z nia s kims.

  12. A ja wierzę głęboko, że jeśli coś przekazuję, to może to pozostanie chociażby w jednej osobie? Tu na eltenie są bardzo wrażliwe osobowości, wiec warto pisać i czekać na odzew.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *