Nawet mój Amiś się ożywił i łapie pyszczkiem krople deszczu na balkonie. Nas tu omijają gradobicia i wichury. Nawet deszcze są przelotne i łagodne. Szumią krople jak topole na wietrze, a powietrze pachnie jak spokojny rytm serca przyrody, w którym dominuje zieleń. Musiałam to napisać, bo lubię się dzielić dobrym nastrojem, czego życzę wszystkim, którzy to przeczytają.
Czy miałbyś do kogo z tym pójść?
Spotyka Cię wielka przykrość. Na razie jesteś w szoku. Myślisz sobie: jak to możliwe, by mogło mnie spotkać coś takiego? Nic złego przecież nie zrobiłem. Kiedy trzeba było, pomogłem, zawsze byłem życzliwy i zgodny, starałem się, by nie robić nic takiego, co by potem miało stać się przyczyną konfliktu, a tu nagle ni z tego ni z owego dostaję tak po głowie, że trudno się z tego otrząsnąć. Jak sobie z tym poradzić? Co zrobić, by przynajmniej wyjść z szoku? Czy jest na świecie ktoś, komu mógłbym się poskarżyć? I tu zaczyna się dylemat. Czy fakt, że wyrzucę to z siebie w czymkolwiek mi pomoże? Co z tego, że spróbuję to komuś przekazać? Na mój ból i tak nikt nie poradzi. Zresztą, czy znalazłby się ktoś, komu warto by było zawracać tym głowę? No i tu dochodzimy do wniosku, że tak naprawdę to w krytycznych sytuacjach zawsze jesteśmy sami. Załóżmy, że chorujemy na raka. To, że się tą wiadomością z kimś podzielimy, w niczym nie umniejszy naszej rozpaczy i załamania. A temu, komu przekazaliśmy tę trudną informację, będzie tylko przykro, że nic na to nie będzie w stanie poradzić. I teraz tak: cierpimy i trudno nam z tym. Szukamy sposobu, by jakoś się z tego wywikłać i co? Mamy jedyne wyjście: zaakceptować daną sytuację w milczeniu i samotności, bo nikt nie zrozumie tego, co czujemy i przeżywamy, dopóki sam tego nie doświadczy. Dlatego nie na darmo się mówi, że człowiek, to najbardziej samotna wyspa.
Jak to nigdy nic nie wiadomo?
Niedawno kupiłam sobie nowe letnie białe buciki do jasnych sukienek i białej torebki i właśnie wczoraj postanowiłam je założyć do kościoła. Wydawały się bardzo wygodne, więc kiedy ruszyłam ze znajomymi pod górę do mojego parafialnego kościoła, po pewnym czasie wydało mi się, że coś jest nie tak zwłaszcza z moim lewym kolanem. Jakaś jakby sztywność, trochę bolesności i przestrach, że będzie coraz gorzej. Jednak z niejakim trudem, ale szczęśliwie dotarłam na miejsce, ale gdy trzeba było trochę postać, czułam duży dyskomfort. Jednak prawdziwą udręką okazał się powrót do domu, bo schodzenie po górzystym terenie było nie do zniesienia. Gdy zbolała i przerażona dotarłam wreszcie do domu i mogłam nareszcie usiąść, pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, było natychmiastowe posmarowanie tego nieszczęsnego kolana nalewką ziołową na spirytusie, co nieco złagodziło ból. Dziś jest prawie dobrze, bo praktycznie nigdzie nie byłam, a chodzenie po domu ograniczam do niezbędnego minimum. Zapisałam się w przychodni na rehabilitację, ale to dopiero od 21 sierpnia i to tylko na 4 zabiegi, bo na więcej mnie nie stać, ponieważ na fundusz oczywiście w mojej przychodni w ogóle nie mają porozumienia. No więc będe musiała wybulić na te wybulić 350 zł. Na szczęście będzie to można odliczyć w rocznym zeznaniu odatkowym. A może jednak zdarzy się tak, że te zabiegi w ogóle okażą się zbędne, bo wystarczy mojemu kolanu alkoholowe leczenie?5
Do „Muzycznej Jutrzenki” słów kilka
Byłam w udostępnionych przez Ciebie plikach i aż mnie zatkało, tyle tam różnych nagrań. Pobrałam parę z nich, ale to jeszcze nie koniec, bo po prostu niesposób wszystkiego ogarnąć w parę minut, więc pewnie jeszcze nie raz tam zaglądnę, bo to bogactwo, jakie tam jest, wydaje się nieprzebrane. Widzę, że lubisz różne style, a to dobrze, bo rozwija wszechstronnie. Mam nadzieję, że że zajrzysz tu do mnie nie raz.
Wszystkiemu winien ten upał.
Mam prawie nieprzespaną noc. Nijak nie mogę ochłodzić mieszkania i chociaż robię przeciągi, pomaga.niewiele nie mogę na balkonie, spać, bo jakaś awantura w pobliżu i przeszkadza zasnąć. A mnie trapią jakieś niewesołe myśli. Od pewnego czasu się zastanawiam, dlaczego nigdy nie miałam przyjaciółki. Specjalnie o to nie zabiegałam, bo wzrastałam w takim środowisku, gdzie właściwie przewagę stanowili chłopcy, a potem w Laskach jakoś tak było, że się zniechęciłam raz na zawsze do zawierania przyjaźni. późniejszym życiu też się jakoś nie składało, bo czy to koleżanki z pracy, czy ogólnie inne znajome zawsze jakoś do mnie nie przystawały, a i ja się żadnej z nich nie narzucałam. A może tak naprawdę na świecie nie ma prawdziwej przyjaźni, a przynajmniej takiej, za jaką ja ją uważam? Mnie, niestety, nigdy się nie zdarzyło, by osoby, które mi były bliskie, a które niby to deklarowały swoją przyjaźń na dobre i na złe, by gdy była potrzeba, przyszły mi z konkretną pomocą. Dlatego już dawno przestałam na to liczyć, bo jak się to mówi: „Umiesz liczyć, licz na siebie”. Jeśli ktoś spośród Was twierdzi inaczej, to niech się odezwie.
To nie są żarty.
Jak sobie radzić z takim upałem? Na pewno trzeba dużo pić. Uważać z tym słońcem, żeby się nie przegrzać. Nie pić alkoholu, a potem wskakiwać do wody. A kto ma jeszcze jakieś rady?
Bardzo przyjemny wieczór.
Siedzę sobie na balkonie. Przede mną stolik z kommputerem i szklanka własnej produkcji napoju z limonki, wody, kostek lodu szczypty cukru i soli, która podobno sprawia, że lepiej się woda zatrzymuje w organiźmie. Amiś ułożył się na składanym łóżku, na którym i ja dziś postanowiłam przespać tę wyjątkowo ciepłą, pogodną noc. Jest tez taki domek rybacki z daszkiem z którego korzystam, gdy ada deszcz. O, muszę kończyć, bo prąd się kończy.
Słońce,, słońce i jeszcze raz słońce.
Tak już jakoś jest, że choćby nie wiem co, zawsze mamy powód do narzekań. Zimą za zimno, latem za gorąco, jesienią, za dużo wiatru i deszczy, a zimą, za mało albo za dużo śniegu. No i dogódź tu Panie Boże człowiekowi! Jeśli o mnie chodzi, to z każdej pogody wybieram tylko pozytywy, bo to przecież zawsze jest możliwe. Latem przed upałem mogę schować się w zaciszu domu, Jesienią wystarczy założyć dobre słuchawki, by odgrodzić się od wiejącego wiatru zza okna. Zimą można się cieszyć z białego Bożego Narodzenia. I ja tak właśnie mam, a Wy?
No i znów ta szara rzeczywistość.
Wystarczy kilka dni luksusu, a już by się chciało, żeby tak było na co dzień. W czasie wypoczynku w Laskach o nic się właściwie nie musiałam martwić. Było wygodne łóżko, dobre jedzenie, zajęcia, które przynosiły pożytek, a także miła obsługa i dobra otmosfera. Tu natomiast już o wszystko jeśli się sama nie zatroszczę, to nie będę miała. Nie wiedziałam, że aż tak trudno przyjdzie mi do tego powrócić. Poza tym samotność w pustym domu, to także coś przykrego. Dobrze, że chociaż mam mojego ukochanego pieska, który co jakiś czas podchodzi do mnie, by go wziąć na ręce, bo lubi przecież pieszczoty, a w Laskach dość mocno był zaniedbywany i aż tego wszystkiego stracił prawie pół kilograma wagi. Nie dlatego, że nie było co jeść, ale że dużo sam przebywał w pokoju i bardzo tęsknił za swoją pańcią. Teraz mu to muszę mocno wynagrodzić, bo inaczej znów mi schudnie i prawie go już nie będzie. Jest teraz cichy, pogodny wieczór, więc wezmę Amisia na ręce i posiedzę sobie z nim na balkonie. Jeśli nikt nie przyjdzie albo nie zadzwoni, to po prostu pójdę spać, żeby przegonić chandrę. Wszystkim Wam, którzy zaglądają do mnie,życzę miłego wieczoru.
I znowu w domu.
Wróciłam wczoraj w p;ołudnie, ale byłam tak padnięta, że jak się położyłam niby tylko na chwilę, to tak zasnęłam, że obudziłam się dopiero po trzech godzinach. W pociągu tak ustawili klimatyzację, że zmarzłam, bo nie przewidziałam, że może być aż tak zimno. Poza tym podróż przebiegła planowo, bo i asysta dopisała i pociąg się nie spóźnił, więc umówiona taksówka w Gdyni z dworca do domu prawie nie czekała. Amiś padł tak samo, jak ja, ale on spał jeszcze dłużej niż ja. Po wstępnym rozpakowaniu zjadłam co nieco i znów poszłamm spać. Dziś rozpakowałam się do końca i zeobiłam wielkie pranie. Pogoda jest taka, że wszystko szybko mi wyschnie na balkonie. No i jak szaleć, to szaleć. Jeszcze dziś zamówiłam u pani Ewy 10 masaży na nogi i kręgosłup. Wprawdzie noga prawie nie boli, ale ogólnie rzecz biorąc, trzeba się trochę rozpieścić. W końcu po to są wakacje, żeby pozażywać trochę luksusu. Teraz do piętnastego sierpnia zostanę w domu, a na resztę wakacji jestem zaproszona do mojej bratanicy Joli. To w tym Koleczkowie, o którym już pisałam. Zanim tam pojadę, spróbuję coś napisać znowu w mojej książce, którą już piszę trzeci rok, a mam dopiero trzydzieści kilka rozdziałów. Poza tym pewnie trzeba będzie odwiedzić paru znajomych, z którymi w ciągu roku szkolnego jest mniejszy kontakt. A teraz jeszcze o pobycie w Laskach. Tak się go bałam, a wszystko wypadło lepiej niż w najskromniejszych marzeniach przewidywałam.Meleks był zawsze na usługi i to nie tylko dla mnie. Ludzie sympatyczni i chętni do pomocy, a atmosfera wśród odpoczywających czynnie miła i bez zakłóceń. Szkoda tylko, że ten wypoczynek trwał zaledwie 10 dni. Dobrze by było, gdyby go organizowano nie co 2 lata, lecz co rok. Jest nowa aktualizacja Eltena, ale coś mój komputer nie chce jej przyjąć. Muszę wejść na forum, żeby się zorientować, czy to tylko u mnie.