Najpierw się Joli popsuł samochód, potem się okazało, że lekarz po recepty może mnie przyjąć dopiero szóstego lipca, a żeby prawu serii stało się zadość, skręciłam nogę i kto wie, czy pojadę na wczasy? Na domiar złego wszystkie komputery mają u mnie awarie i nie ma nikogo, kto by na to jakoś zaradził. Wobec tego nie pozostaje mi nic innego, jak porzucić nowoczesne technologie i oddać się całkowitemu lenistwu. Widocznie komputery przestały mnie lubić, a cała reszta świata odwróciła się ode mnie, bo nic do mnie na pocztę nie przychodzi ani na eltenie ani na meilach. No to do usłyszenia w lepszych czasach. Wszystkim życzę dużo dobrego na dziś i na jutro, a jak się zdarzy, że jakimś cudem moje komputery wyzdrowieją, to znów się odezwę, bo cała trudność polega na tym, że trudno je odpalić. Może mają mega wirusa?
Filuś smutny, bo Amiś nie chce się z nim bawić.
Pani Ela, właścicielka Filusia zaprosiła nas dzisiaj na lody. Ponieważ ani Amiś ani Filuś lodów nie dostali, oboje jacyś sfrustrowani. Jeden drugiego omija, jeden i drugi powarkuje, a obydwa wylizują puste miski. Pora karmienia jeszcze daleka, ale pani Ela się lituje i obydwum daje jakieś psie przysmaki, ale ani jeden ani drugi zbytnio się do jedzenia nie kwapią, więc dlaczego lizały miski? Woda była , więc o co może chodzić? W niebie dziś taki wiatr, że może to im szkodzi? W każdym razie wizyta niezbyt nam się udała, a teraz Amiś słodko śpi, a ja się wybieram do sąsiadki, bo ma podobno coś pysznego, ale nie chciała zdradzić, co, no więc pędze, żeby Wam potem powiedzieć, co to takiego było.
Może ktoś to wie?
Weszłam w zdarzenia wejścia, odszukałam odszukałam formatowanie dokumentów dotarłam do opcji: włącza i wyłącza współrzędnych komórek tabeli, rozwinęłam tę opcję i i chyba musiałam tu popełnić jakiś błąd, bo w normalnym układzie klawiatury wciąż mi mówi na tabulatorze: albo ten układ jest włączony albo wyłączone i nie wiem, co teraz zrobić, żeby się pozbyć tego komunikatu, żeby tabulator mógł działać normalnie. Ktoś pomoże?
Cały plan wakacyjny do zmiany.
Wczoraj wieczorem dostałam wiadomość, że jestem na liście wczasowiczek w Laskach a przecież doszły mnie słuchy, że takich leciwych, jak ja, już nie przyjmują bez przewodnika. Sama tam dzisiaj zadzwonię, żeby się konkretnie dowiedzieć, jak to właściwie jest. Jeśli będę miała szanse na te wczasy, to oczywiście pojadę, bo może to już ostatni raz? Potem zaraz po tych wczasach pojechałabym może do żułowa, żeby w ciszy i spokoju pobyć tam przez 2 albo 3 tygodnie. To taki ośrodek dla niewidomych kobiet, które już potrzebują stałej opieki, a atmosfera tego miejsca jest zbliżona do atmosfery, która kiedyś była w Laskach, bo żułów, to filia Lasek. Już tam dwa lata temu spędziłam część wakacji i nawet się zastanawiałam, czy by tam nie osiąść na stałe, ale jedyną przeszkodą jest to, że to tak daleko od całego świata i chyba nikt by mnie tam już nie odwiedził. Mieszkanki tego ośrodka mają swoje bardzo dobrze ułożone życie. Te, które już tylko leżą, przebywają na tak zwanym skrzydle chorych. Reszta jest umieszczona tam, gdzie jej to najbardziej odpowiada, a więc u siostry Kingi, u siostry Iwony i na poddaszu, czyli w skrzydle najzdrowszych pensjonariuszek. Siostry organizują swoim podopiecznym rózne rozrywki, istnieje chór, który występuje w okolicznych miejscowościach. Kto może, pracuje na rękodziele. Mają gimnastykę, naukę posługiwania się komputerem, są też zajęcia kulinarne,a poza tym całodobowa opieka i serce. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to znów tam nabiorę energii na cały przyszły rok pracy.
Wieczorny gość.
Jakoś tak już całkiem pod wieczór Amiś nagle pobiegl pod drzwi. Jakimś cudem wiedział, kto tam na niego za tymi drzwiami czeka. No, oczywiście, że Filuś, który mnie całkiem zignorował, ale kiedy usłyszał, co wyjmuję z lodówki, pierwszy upomniał się o przysmak. Amiś oczywiście też dostał, a potem psiaki bawiły się do upojenia, a jak to bywa ze szczeniakami, nagle tam, gdzie stał, padł i natychmiast zasnął. Nie wiedziałam, co robić, jednak z kłopotu wybawiła mnie jego właścicielka, która już wiedziała, gdzie ma go szukać i tylko powiedziała, że jutro zaprasza Amisia na rewizytę oczywiście razem ze mną, więc z przyjemnością pójdziemy.
Niespodziewanie miła wizyta.
Siedzę ja sobie w pokoju przy komputerze, a tu nagle: drap, drap, drap, do wejściowych drzwi. Pierwszy do drzwi dopadł Amiś i jak szalony też zacząl w nie drapać,no to sobie ;pomyślałam, że lepiej będzie, jak go wezmę na ręce, bo jeśli się okaże że to jakieś groźne zwierzę dobija się do naszych drzwi, to niech najpierw zaatakuje mnie, a potem się zobaczy. Kiedy otworzyłam drzwi na klatkę, po mojej nodze zaczęło się wspinać jakieś maleństwo o bardzo ostrych pazurkach, więc postawiłam Amisia na szafce do butów i sprawdziłam, co to takiego mnie drapie po nodze. No i ojej, coś malutkiego, puchatego, drżącego i skomlącego dało mi się wziąć na ręce i polizało po nosie. Od razu wiedziałam, że to szczeniaczek, bo pachniał właśnie tak, jak pachną wszystkie szczeniaczki. Ponieważ Amiś szalał na szafce, podeszłam i przybliżyłam szczeniaczka do jego pyszczka. Natychmiast Amiś go polizał, a następnie, no, tak było naprawdę, Objął fo przednimi łapkami, a szczeniaczek od razu do niego przylgnął. Ponieważ nie chciałam, żeby ten maluszek mi się zsikał na dywan, wyniosłam oba psy na balkon, żeby się swobodnie poobawiły. Nie ma obawy, że spadną z piątego piętra, bo jak Amiś był malutki, zrobiłam zabezpieczenia. Goniły się te pieski po balkonie, jak jacyś biegacze, a gdy się zmęczyły, pochlipały wodę i dalejże w biegi. W końcu jednak słońce zrobiło swoje i oba padły, jak nieżywe. Wzięłam więc na ręce małego psiego gościa i wyszłam z nim na poszukiwanie jego mamy, czy właściciela. Szłam piętrami w dół zaglądając do wszystkich ieszkań, ale dopiero na pierwszym piętrze się okazało, czyja to zguba. Kiedy wróciłam do domuk, Amiś nie podbiegł, żeby mnie przywitać. Obraził się widocznie, że mu odebrałam małego przyjaciela, dopiero, kiedy mu powiedziałam, że Fijluś jeszcze przyjdzie nie raz, pozwolił się pogłaskać i dał się wziąć na ręce. Potem, kiedy Fjiluś był na dworze i zaszczekał cieniutko, Amiś mu odpowiedział i już było wiadomo, że się jakoś dogadali.
Tak naprawdę to dopiero dziś pierwszy dzień wakacji!
No i niekoniecznie wesoły ten dzień, bo jakiś zamglony i chłodny. Ptaszki w pobliskich drzewach jakby przycichły i młode lato gdzieś się przyczaiło. Tylko truskawki z cukrem i śmietaną przypominają o jego istnieniu, ale mam nadzieję, że wcześniej czy później ze zdwojoną siłą da o sobie znać.
Ostatni przedwakacyjny dzień w szkole.
Sama nie wiem, cieszyć się, czy smucić? Niby fajnie, że wakacje, a przecież czegoś będzie mi brak. Wakacyjnych planów prawie nie mam. Miałam jehać do Lasek na wczasy, ale tam postawili takie warunki, że trzeba było zrezygnować. Jedyną prawie pewną sprawą, to Koleczkowo, czyli pobyt u rodziny. Jednak tak sobie te wakacje urządzę, żeby nie było miejsca na nude. Pociągnę dalej moją książkę, przypomnę sobie granie na organach, poczytam to i owo i ani się obejrzę, jak wakacje śmigną. Będe tu także pisała pewnie coś niecoś,no i przeczytam pewnie wszystkie blogi użytkowników Eltena.