Byłam w udostępnionych przez Ciebie plikach i aż mnie zatkało, tyle tam różnych nagrań. Pobrałam parę z nich, ale to jeszcze nie koniec, bo po prostu niesposób wszystkiego ogarnąć w parę minut, więc pewnie jeszcze nie raz tam zaglądnę, bo to bogactwo, jakie tam jest, wydaje się nieprzebrane. Widzę, że lubisz różne style, a to dobrze, bo rozwija wszechstronnie. Mam nadzieję, że że zajrzysz tu do mnie nie raz.
Wszystkiemu winien ten upał.
Mam prawie nieprzespaną noc. Nijak nie mogę ochłodzić mieszkania i chociaż robię przeciągi, pomaga.niewiele nie mogę na balkonie, spać, bo jakaś awantura w pobliżu i przeszkadza zasnąć. A mnie trapią jakieś niewesołe myśli. Od pewnego czasu się zastanawiam, dlaczego nigdy nie miałam przyjaciółki. Specjalnie o to nie zabiegałam, bo wzrastałam w takim środowisku, gdzie właściwie przewagę stanowili chłopcy, a potem w Laskach jakoś tak było, że się zniechęciłam raz na zawsze do zawierania przyjaźni. późniejszym życiu też się jakoś nie składało, bo czy to koleżanki z pracy, czy ogólnie inne znajome zawsze jakoś do mnie nie przystawały, a i ja się żadnej z nich nie narzucałam. A może tak naprawdę na świecie nie ma prawdziwej przyjaźni, a przynajmniej takiej, za jaką ja ją uważam? Mnie, niestety, nigdy się nie zdarzyło, by osoby, które mi były bliskie, a które niby to deklarowały swoją przyjaźń na dobre i na złe, by gdy była potrzeba, przyszły mi z konkretną pomocą. Dlatego już dawno przestałam na to liczyć, bo jak się to mówi: „Umiesz liczyć, licz na siebie”. Jeśli ktoś spośród Was twierdzi inaczej, to niech się odezwie.
To nie są żarty.
Jak sobie radzić z takim upałem? Na pewno trzeba dużo pić. Uważać z tym słońcem, żeby się nie przegrzać. Nie pić alkoholu, a potem wskakiwać do wody. A kto ma jeszcze jakieś rady?
Bardzo przyjemny wieczór.
Siedzę sobie na balkonie. Przede mną stolik z kommputerem i szklanka własnej produkcji napoju z limonki, wody, kostek lodu szczypty cukru i soli, która podobno sprawia, że lepiej się woda zatrzymuje w organiźmie. Amiś ułożył się na składanym łóżku, na którym i ja dziś postanowiłam przespać tę wyjątkowo ciepłą, pogodną noc. Jest tez taki domek rybacki z daszkiem z którego korzystam, gdy ada deszcz. O, muszę kończyć, bo prąd się kończy.
Słońce,, słońce i jeszcze raz słońce.
Tak już jakoś jest, że choćby nie wiem co, zawsze mamy powód do narzekań. Zimą za zimno, latem za gorąco, jesienią, za dużo wiatru i deszczy, a zimą, za mało albo za dużo śniegu. No i dogódź tu Panie Boże człowiekowi! Jeśli o mnie chodzi, to z każdej pogody wybieram tylko pozytywy, bo to przecież zawsze jest możliwe. Latem przed upałem mogę schować się w zaciszu domu, Jesienią wystarczy założyć dobre słuchawki, by odgrodzić się od wiejącego wiatru zza okna. Zimą można się cieszyć z białego Bożego Narodzenia. I ja tak właśnie mam, a Wy?
No i znów ta szara rzeczywistość.
Wystarczy kilka dni luksusu, a już by się chciało, żeby tak było na co dzień. W czasie wypoczynku w Laskach o nic się właściwie nie musiałam martwić. Było wygodne łóżko, dobre jedzenie, zajęcia, które przynosiły pożytek, a także miła obsługa i dobra otmosfera. Tu natomiast już o wszystko jeśli się sama nie zatroszczę, to nie będę miała. Nie wiedziałam, że aż tak trudno przyjdzie mi do tego powrócić. Poza tym samotność w pustym domu, to także coś przykrego. Dobrze, że chociaż mam mojego ukochanego pieska, który co jakiś czas podchodzi do mnie, by go wziąć na ręce, bo lubi przecież pieszczoty, a w Laskach dość mocno był zaniedbywany i aż tego wszystkiego stracił prawie pół kilograma wagi. Nie dlatego, że nie było co jeść, ale że dużo sam przebywał w pokoju i bardzo tęsknił za swoją pańcią. Teraz mu to muszę mocno wynagrodzić, bo inaczej znów mi schudnie i prawie go już nie będzie. Jest teraz cichy, pogodny wieczór, więc wezmę Amisia na ręce i posiedzę sobie z nim na balkonie. Jeśli nikt nie przyjdzie albo nie zadzwoni, to po prostu pójdę spać, żeby przegonić chandrę. Wszystkim Wam, którzy zaglądają do mnie,życzę miłego wieczoru.
I znowu w domu.
Wróciłam wczoraj w p;ołudnie, ale byłam tak padnięta, że jak się położyłam niby tylko na chwilę, to tak zasnęłam, że obudziłam się dopiero po trzech godzinach. W pociągu tak ustawili klimatyzację, że zmarzłam, bo nie przewidziałam, że może być aż tak zimno. Poza tym podróż przebiegła planowo, bo i asysta dopisała i pociąg się nie spóźnił, więc umówiona taksówka w Gdyni z dworca do domu prawie nie czekała. Amiś padł tak samo, jak ja, ale on spał jeszcze dłużej niż ja. Po wstępnym rozpakowaniu zjadłam co nieco i znów poszłamm spać. Dziś rozpakowałam się do końca i zeobiłam wielkie pranie. Pogoda jest taka, że wszystko szybko mi wyschnie na balkonie. No i jak szaleć, to szaleć. Jeszcze dziś zamówiłam u pani Ewy 10 masaży na nogi i kręgosłup. Wprawdzie noga prawie nie boli, ale ogólnie rzecz biorąc, trzeba się trochę rozpieścić. W końcu po to są wakacje, żeby pozażywać trochę luksusu. Teraz do piętnastego sierpnia zostanę w domu, a na resztę wakacji jestem zaproszona do mojej bratanicy Joli. To w tym Koleczkowie, o którym już pisałam. Zanim tam pojadę, spróbuję coś napisać znowu w mojej książce, którą już piszę trzeci rok, a mam dopiero trzydzieści kilka rozdziałów. Poza tym pewnie trzeba będzie odwiedzić paru znajomych, z którymi w ciągu roku szkolnego jest mniejszy kontakt. A teraz jeszcze o pobycie w Laskach. Tak się go bałam, a wszystko wypadło lepiej niż w najskromniejszych marzeniach przewidywałam.Meleks był zawsze na usługi i to nie tylko dla mnie. Ludzie sympatyczni i chętni do pomocy, a atmosfera wśród odpoczywających czynnie miła i bez zakłóceń. Szkoda tylko, że ten wypoczynek trwał zaledwie 10 dni. Dobrze by było, gdyby go organizowano nie co 2 lata, lecz co rok. Jest nowa aktualizacja Eltena, ale coś mój komputer nie chce jej przyjąć. Muszę wejść na forum, żeby się zorientować, czy to tylko u mnie.
Przedostatni wieczór w Laskach.
To był, jak zawsze zapchany dzień. Rano zajęcia regularne, ale na dogoterapii zamiast bawić się z psem, siedziałam przy fortepianie i akompaniowałam do różnych starych, laskowskich piosenek, bo przyszło kilka pań, żeby zrobić próbę jutrzejszego śpiewania na Mszy Świętej dziękczynnej za osoby, które umożliwiły nam ten czynny wypoczynek. Oprócz fortepianu i śpiewających była gitera, skrzypce i akordeon w bardzo stonowanej wersji zamiast organów. Tak więc będzie jutro „czarna Madonna”, „Liczę na Ciebie, Ojcze”, „Panie, dobry, jak chleb”, „Dzięki, o Panie” i oczywiście „Barka”. Fortepian oczywiście będzie z keyborda w kaplicy. Natomiast próbne śpiewanie odbyło się w sali koncertowej, gdzie teraz przeważnie ćwiczyliśmy z psem. Trochę się ta próba przedłużyła, ale zdążyłam na moje ugulu. Potem wzięłam Amisia z pokoju, bo bardzo ostatnio posmutniał i prawie przestał jeść, a to dlatego, że mało tu z nim przebywam. Wyniosłam go na ławkę przed dom, żeby zaczerpnął trochę powietrza. Puścić go na ziemię nie mogę, bo tu są kleszcze, więc musiał się zadowolić tylko tym, że patrzył na wszystko i adorował „Korę”, która jest psem przewodnikiem jednej z uczestniczek wypoczynku. Po obiedzie w „Domu Przyjaciół odbyła się miła impreza. Najpierw była zabawa: „powiedzmy sobie coś miłego”. Potem krążył kłębek wełny z rozwijaną nitką, jak marzenie i każda z nas mogła powiedzieć, o czym marzy. Ja powiedziałam, że marzę o tym, by wszyscy ludzie byli dla siebie dobrzy. Potem nitka została zwinięta i rzucony kłębek trafił we mnie, co znaczy że moje marzenie podobno powinno się spełnić. Następnie była śmieszna zabawa w pociąg, który miał nas zawieźć w krainę pyszności, ale żeby do tego doszło, trzeba było sobie na to zasłużyć i tak: najpierw trzymałyśmy się za ramiona, potem lewą ręką za prawe ucho stojącej przed nami osoby, a następnie prawą ręką lewego kolana tej samej osoby z przodu i śpiewałyśmy: „wsiąść do pociągu byle jakiego” Tym sposobem dotarłyśmy do kawiarenki i tam z pyszną kawą zjadłyśmy 3 ciasta i lody oraz blok czekoladowy. No i na zakończenie podzielono nas na dwie grupy i mnie wypadło losować w woreczku przedmioty do odgadnięcia i napisania o nich bajki. Dla mojej grupy wylosowałam: małe indyjskie pachnące mydełko, długą śrubę i guzik od damskiej bluzeczki. Druga grupa musiała stworzyć bajkę o kamieniu, piórku i i czymś tam jeszcze, ale był taki hałas, że nie dosłyszałam. Jaka była bajka konkurencji, opowiem jutro, bo na chwilę wyszłam z sali i nie wiem, co to było. Nasza bajka była zrobiona po najniższyj linii oporu. „Za gorami, za lasami, za siedmiona rzekami stał sobie piękny pałac, w którym mieszkała samotna królewna. Słyszała od kogoś o mydełku „fa” i koniecznie chciała je mieć. Dlatego z wysokiej wieży śpiewała na całą okolicę śpiewała każdego dnia: „siabada,siabada, siabada, mydełko „fa”, aż usłyszał to pewien książę, który był niedaleko na polowaniu. Poszedł do supermarketu, kupił wymarzone mydełko królewny i sforsował zamkową bramę, wyrywając wszystkie gwoździe i śruby. Porwał królewnę na ręce i rozpinając jej najważniejszy guzik w sukience zaniósł ją do strumyka i umył wszystko, co było trzeba. Następnie wziął z nią ślub i żyli długo w szczęściu i zdrowiu, a myśmy tam były, miód i wino piły”. W konkursie był remis. A na sam koniec imprezy degustowaliśmy trzy nalewki alkoholowe, których smak trzeba było odgadnąć. Nikt nie odgadł właściwie, ale cośmy wypiły, to nasze
Do Guestmimi!
Kiedyś więcej opowiem, a dziś tylko tyle, że nie od urodzenia nie widzę, a to, co z tego widzenia zostało, śni mi się jeszcze po nocach. Kolorowe łąki, zielone lasy, niebieskie jeziora i szmaragdowe morze. Ludzie o pięknych twarzach, ale tylko ci, których kiedyś znałam z widzenia , a później poznani mają na twarzach mgłę. Czasem mi się wydaje, że widzę słońce, a żarówki świecą jak światło gwiazd, ale to tylko wtedy, kiedy bardzo tego chcę, żeby dawny świat znów do mnie powrócił choćby na chwilę. Kiedy biją grzmoty, brakuje mi błyskawic i bardzo nie lubię, że mnie te gromy tak boleśnie zaskakują. Zimą, kiedy pada śnieg, wychodzę czasem na balkon, by posłuchać, jak te maleńkie gwiazdki zderzają się z wiatrem, ale gdy któraś z nich dotknie moich oczu, widzę, że znów jest dobrze i pięknie. To tyle na razie, a jak się w sobie ogarnę, napiszę więcej, najlepiej, gdybym mogła do Ciebie prywatnie.
Czeka nas dzisiaj jeszcze niespodzianka.
Siostry są bardzo tajemnicze. Zapraszają nas na godzinę dziewiętnastą do świetlicy, ale nie chcą za nic w świecie zdradzić, co się tam będzie odbywało. Nie chcę zgadywać, co nam szykują, ale na wszelki wypadek zabiorę dyktafon, żeby nagrać cokolwiek to będzie, żeby potem móc wracać do minionego czasu. Dziś był niezwykle intensywny dzień. Rano normalne zajęcia, a zaraz po obiedzie rozpoczęła się prezentacja mini kamery, którą montuje się na zauszniku okularów, by osobom niedowidzącym pomagała zobaczyć świat. Ażeby jednak przy jej pomocy coś zobaczyć, trzeba jej najpierw wskazać cel, to wtedy odczyta fłosem „Ewy”co zaobserwowała, a więc może to być nazwa ulicy, zdjęcie, druk w książce lub gazecie, a czyta po polsku, angielsku i niemiecku. Jej koszt to 21 tysięcy złotych, a wygląda jak przeciętna zapalniczka. Robi to cudo Izrael. Zapomniałam nazwę firmy. Mnie się jednak taka kamerka właściwie do niczego nie przyda, bo mam dużo lepsze oprzyrządowanie.Ibai, plekstalk, elektor, milestone, kilka dyktafonów różnych producentów, braillesens, no i komputer wostro z dyskiem sd. czy to nie dosyć/A teraz kończę, bo już mnie znów gdzieś wołają.