Siedzę ja sobie w pokoju przy komputerze, a tu nagle: drap, drap, drap, do wejściowych drzwi. Pierwszy do drzwi dopadł Amiś i jak szalony też zacząl w nie drapać,no to sobie ;pomyślałam, że lepiej będzie, jak go wezmę na ręce, bo jeśli się okaże że to jakieś groźne zwierzę dobija się do naszych drzwi, to niech najpierw zaatakuje mnie, a potem się zobaczy. Kiedy otworzyłam drzwi na klatkę, po mojej nodze zaczęło się wspinać jakieś maleństwo o bardzo ostrych pazurkach, więc postawiłam Amisia na szafce do butów i sprawdziłam, co to takiego mnie drapie po nodze. No i ojej, coś malutkiego, puchatego, drżącego i skomlącego dało mi się wziąć na ręce i polizało po nosie. Od razu wiedziałam, że to szczeniaczek, bo pachniał właśnie tak, jak pachną wszystkie szczeniaczki. Ponieważ Amiś szalał na szafce, podeszłam i przybliżyłam szczeniaczka do jego pyszczka. Natychmiast Amiś go polizał, a następnie, no, tak było naprawdę, Objął fo przednimi łapkami, a szczeniaczek od razu do niego przylgnął. Ponieważ nie chciałam, żeby ten maluszek mi się zsikał na dywan, wyniosłam oba psy na balkon, żeby się swobodnie poobawiły. Nie ma obawy, że spadną z piątego piętra, bo jak Amiś był malutki, zrobiłam zabezpieczenia. Goniły się te pieski po balkonie, jak jacyś biegacze, a gdy się zmęczyły, pochlipały wodę i dalejże w biegi. W końcu jednak słońce zrobiło swoje i oba padły, jak nieżywe. Wzięłam więc na ręce małego psiego gościa i wyszłam z nim na poszukiwanie jego mamy, czy właściciela. Szłam piętrami w dół zaglądając do wszystkich ieszkań, ale dopiero na pierwszym piętrze się okazało, czyja to zguba. Kiedy wróciłam do domuk, Amiś nie podbiegł, żeby mnie przywitać. Obraził się widocznie, że mu odebrałam małego przyjaciela, dopiero, kiedy mu powiedziałam, że Fijluś jeszcze przyjdzie nie raz, pozwolił się pogłaskać i dał się wziąć na ręce. Potem, kiedy Fjiluś był na dworze i zaszczekał cieniutko, Amiś mu odpowiedział i już było wiadomo, że się jakoś dogadali.
Ojej, ale to słodkie. <3
Fajne.
Super, cudowne pieseczki, i cudowna właścicielka, która dala się pieską pobawić.
Gdybym miała warunki, stworzyłabym psi azyl, ale to tylko marzenie, bo w dużym mieście i w bloku, to nie jest możliwe.
Piękna wizyta
Jej, jakie słodkie, jejku, jak mi cieplusio na serduszku. Uwielbiam pieski, wszystkie i żałuję, że jak sama mieszkam, że nie mogę mieć jednego. Dla mnie to duży obowiązek i nie wiem, czy podołałabym mu. Gdy mieszkałam z rodzicami to miałam pieski i wszystkie bezprzerwy tuliłam.
Linduś, a może Kotek>?
Ale fajnie przez takie kontakty mogą się i nawiąąązać fajne kontkty i między właścicielkami piesków
Mój Amiś, niestety na dwór nie wychodzi, więc nie mam kontaktu z właścicielami piesków.