Na mój ostatni komentarz we wpisie "A jednak się stało" nikt się nie odezwał. Wobec tego zaczęłam szukać dalej i oto, co znalazłam:
Każdy z nas zna jakąś osobę, która ma coś ciekawego do powiedzenia i chciałaby wydać własną książkę. Cały proces wydawniczy może wydawać się skomplikowany, czasochłonny i kosztowny, dziś dowiemy się, jak to naprawdę jest.
Najpopularniejszym sposobem na wydanie książki wydaje się zaniesienie swojej powieści do wydawnictwa i przechodzenie przez ciężki proces wydawniczy. Już pierwszy etap może być wyjątkowo trudny, bo ktoś musi przeczytać naszą książkę – co zajmuje często wiele czasu – a następnie zdecydować o tym, czy zostanie ona wydana, czy nie. Od razu powiemy, że naprawdę bardzo mały odsetek książek zostaje w ten sposób wydanych, a większość autorów chodzi ze swoim oryginałem od wydawnictwa do wydawnictwa i liczy na to, że w końcu ktoś się zgodzi.
Takie przygody przeżywali nawet znani i lubiani dziś autorzy, więc przez to widzimy, że ten proces wcale nie jest taki dobry, a często może działać po prostu ze szkodą dla autorów i czytelników, bo oto całkiem dobra książka nie zostanie doceniona przez wewnętrznego recenzenta. Kolejnym minusem jest to, że wydawnictwa mają często wymagania co do treści i chcą mieć na nią wpływ.
Nowe możliwości
Przy dzisiejszym rozwoju technologii mamy dostęp do ogromnej liczby rozwiązań, które nie istniały jeszcze kilkanaście, czy nawet kilka lat temu. Świat otwiera przed nami tyle nowych dróg, że nawet nie jesteśmy w stanie ze wszystkimi się zapoznać, więc nasze umysły pozostają przy starych przyzwyczajeniach. W końcu: co mogło zmienić się w procesie wydawania książek, odkąd mamy internet? Odpowiadamy: Wszystko.
Dziś wcale nie musimy przechodzić przez proces wydawniczy. Bez biegania, bez niepokoju i bez niepewności możemy skorzystać z nowych technologii i…
Wydać książkę samemu!
Metoda działania jest bajecznie prosta. Jeśli mamy już treść książki, to wystarczy skorzystać z jednego z serwisów internetowych. Za przykład posłuży nam portal www.wydacksiazke.pl, który jest w tej chwili najbardziej intuicyjnym przedsięwzięciem tego typu. Na portal przesyłamy plik z naszą książką i okładką, wybieramy rodzaj papieru, rozmiar książki, wpisujemy liczbę egzemplarzy, które chcemy wydrukować i zlecamy realizację. Voil?!
Ile to kosztuje
Korzystając z tej opcji, koszty druku ponosimy sami, ale okazuje się, że ekonomicznie jest to dla nas o wiele korzystniejsza sytuacja. Kiedy wydajemy książkę przez wydawnictwo, to za każdy sprzedany egzemplarz do kieszeni autora trafia tylko niewielka kwota, a pozostałą część ceny stanowią: prowizja wydawnictwa, prowizja księgarni, podatek, koszty druku, koszty kolportażu itd.
Wróćmy więc do tego, co najbardziej nas interesuje: ile kosztuje wydruk własnej książki. Odpowiedź jest znów bardzo prosta: to zależy. Zależy od jej długości, jakości i kilku innych czynników. W przykładach posłużymy się kalkulatorem cen z wcześniej wspomnianej strony.
Przykład 1. Typowe fantasy / kryminał / thriller
Typowa książka tego rodzaju to około 230 stron, wydruk czarno-biały, kolorowa okładka, całość w rozmiarze A5. Wprowadzamy te wartości do kalkulatora i sprawdzamy nasze koszta. Wyglądają one następująco:
Przy nakładzie 100 sztuk zapłacimy 11,57 zł / szt – w porównaniu do kosztów tradycyjnych to wciąż dobra oferta, ale już przy nakładzie 1000 sztuk zapłacimy tylko 5,42 zł / szt.
Brzmi to sensownie, dużo taniej.
No tak, ale dystrybucja już także we własnym zakresie.
Coś za coś, niestety. Ale brzmi ciekawie.
Myślę że z pomocą kogoś zaufanego, warto w ten sposób wydać tę naprawdę wartościową i unikatową biografię. Bardzo sobie cenię Pani historię i zwiedzając Gdańsk a w tym Muzeum drugiej wojny światowej i Europejskie Centrum Solidarności, myślałem o Pani. Bardzo Trzymam kciuki żeby wreszcie się udało
Żebym wiedziała, że będzie z tym tyle zachodu, to pewnie nie wzięłabym się w ogóle do pisania.
Ten sposób jest o tyle dobry, że książka na pewno zostanie wydana i wewnętrzny recenzent żadnego wydawnictwa jej nie odrzuci. Na dystrybucję na pewno znajdzie się sposób. Jest to niezwykle cenna historia, bo zdarzyła się naprawdę, dlatego bardzo szkoda byłoby ją stracić. Moim zdaniem, to nie może być schowane do szuflady!
Przykładowa oferta brzmi sensownie. Trzeba jeszcze zaprojektować okładkę tak, żeby książka mogła przyciągnąć widzącego czytelnika.
Hmm, niektórzy może by kupowali tylko elektroniczne wydania? Wtedy większy zysk, nobo nic drukować nie trzeba tylko pliki rozdawać.
Jakby była elektroniczna wersja to faktycznie tylko plik i gotowe.
Tylko ile kosztuje zrobienie, oznaczenie książki w księgarniach tym znakiem wodnym?
No w pytę! Dobra myśl! A na sprzedaż zawsze się jakiś sposób znajdzie. Bestsellera własnymi środkami raczej z tego nie zrobimy, ale szanse są, że ten i ów się zapozna.
Ale wydawnictwo wprowadzi produkt do księgarń , my – raczej nie, więc gdyby głębiej się nad tym zastanowić…
Żeby wprowadzić swoją książkę do księgarni, trzeba mieć działalność gospodarczą. Odprowadzać podatki, a także procent księgarni za „trzymanie” naszego dzieła.
Są inne miejsca, gdzie można sprzedawać. Gdyby jakoś się np udało zainteresować tą książką większe gronko środowiskowe, to np na środowiskowych imprezach włąśnie, znaczy organizowanych gdzieś tam przez niewidomych na ten przykład można by spróbować upłynnić. Tylko to raczej mało realne.
Oj, za bardzo lubię słowa „na przykład”.
Czytam z zainteresowaniem Pani bloga i kibicuję planom wydawniczym, no więc z obu powyższych powodów muszę chyba dołożyć trochę realizmu do chóru entuzjastycznej młodzieży.
Środowiskowych imprez bym nie przeceniał, bo jak pokazują liczne przykłady, ludzie mają problem z wyciągnięciem z kieszeni nawet drobnej kwoty na rzeczy, z których korzystają na co dzień, przykładem choćby Elten, NVDA, albo może najlepszy – Webvisum, którego prawie każdy używał, a nie spotkałem ani jednego, kto by wsparł projekt finansowo.
Z takim samowydawaniem jest problem, że wydruki można zrobić w miarę tanio, ale nie wiadomo co dalej z kilkuset kilogramami i ponad pół metrem sześciennym tych wydruków począć.
Z wydawcami, którzy za kilkanaście tysięcy własnego wkładu autora podejmują się korekty, druku i ewentualnej promocji, to z kolei jest podobnie jak z firmami ubezpieczeniowymi, które chętnie pieniądze biorą, ale jak przychodzi co do czego, to człowiek do końca nigdy nie ma pewności, czy mu poniesioną stratę zrekompensują.
Jedynym sposobem, który wprawdzie nie gwarantuje sukcesu, ale też nie generuje straty dla autora, jest znalezienie jakiegoś mecenasa twórczości, np. domu kultury, który poniesie niezbędne koszty w ramach realizowanych projektów finansowanych z tego czy innego centralnego wora, a przy tym może się zająć promocją.
Właściwie w tym przypadku wydaje się, że najlepszym mecenasem byłby PZN, a może TONO, ale nie przypuszczam, chociaż mogę się mylić, żeby w/w podmioty prowadziły tego typu działalność.
Więc może warto spróbować w ośrodkach kultury, które z niewidomymi nie mają nic wspólnego, bo wówczas z jednej strony jest spora szansa, że jak wszyscy i we wszystkich sprawach będą odsyłać do PZN, ale z drugiej, jest również prawdopodobne, że właśnie ta unikatowa specyfika twórczości opisującej świat po niewidomemu, kogoś zaintryguje.
No i tu jest miejsce na entuzjazm młodzieży, bo gdyby kilka osób wykonało po kilka telefonów do tego typu miejsc, to odciążyłoby to autorkę od żmudnej konieczności wykonywania tych telefonów własnoręcznie, a i skuteczność mogłaby być większa, bo zawsze łatwiej zniechęcić autora niż optymistycznie nastawionego czytelnika, a tym bardziej czytelniczkę.
Już sama nie wiem, co to będzie z tą moją książką, ale wciąż jeszcze próbuję na różne sposoby i tak na przykład znalazłam wydawnictwo, które kalkuluje teraz to, co im wysłałam. Ponieważ chodzi także o to, by była dystrybucja, czekam z niecierpliwością, co mi napiszą. Moja szkoła zorganizowała zrzutkę i jest już prawie 50 procent potrzebnej sumy, a zbierają dopiero od paru dni, no więc się okaże, jak się sprawa zakończy. Na razie nie tracę nadziei, bo wybrałam wydawnictwo katolickie i jeśli ksiądz prezes zdecyduje, że będzie dystrybucja, no to może tam się zdecyduję na wydanie książki?