Wiesz, Mimi, jak tak teraz wracam do tamtych lat, kiedy śpiewanie było moją największą pasją, nie mogłam zrozumieć, po co mi Pan Bóg dał te różne talenty, skoro nie mogę ich ani zbytnio rozwijać, ani przekazać ludziom. Dziś nagle mnie olśniło, że przecież, chociaż po latach, marzenie się spełnia, bo tamto śpiewanie nie było całkiem na marne, skoro teraz mogę je jeszcze rozdawać.
Wszystkie talenty które od Boga otrzymaliśmy nie są nam dane bez przyczyny. myślę, że Bóg znając naszą przyszłość dał nam je po to, abyśmy prędzej czy później mogli z nich korzystać i dzielić się nimi z innymi i nie ma znaczenia kiedy to będzie. Ja dziękuję ci za to że jesteś i po przez te piosenki dajesz radość innym i wzbogacasz tych, którzy chcą tego wszystkiego wysłuchać. A tekst jest piękny.
A ja wtedy byłam chora na grypę z gorączką 39 stopni, ale nie mogłam spokojnie uleżeć w łóżku, to chyba słychać w nagraniu te, jak to określa Mimi, brudki?
Na szczęście efekt pozytywny i terapia śpiewem dała odpór grypie. Też kiedyś śpiewałam ważny koncert z 40 stopniami. Bałam się czy wyjdzie, bo repertuar był trudny i bardzo techniczny. Tak jak Ty, dałam radę. Zabrzmiało jak trza. Jakoś zmusiłam organizm do posłuszeństwa. Osłabiona, ledwo stałam, ale profesorka od śpiewu stwierdziła, że byłam w dobrej formie. Co prawda, jak mnie na koniec przygarnęła, zdziwiła się, że jestem tak gorąca. A ja zwaliłam winę na emocje, bo oczywiście do choroby się nie przyznałam. A nagranie z występu odsluchałam i ucieszyłam się, że wyszło mimo problemów zdrowotnych.
To już tak jest, że kiedy się bardzo czegoś chce, przeważnie wychodzi. Pamiętam, że swój dyplom śpiewałam z takim bólem brzucha, jakiego do tej pory nigdy nie doświadczyłam, a z moją panią profesor tak układałyśmy dzień odśpiewania dyplomu, żeby już na pewno nie było miesięcznych kłopotów.
Ależ precyzyjna intonacja. Brawo, pani Helenko, dziękuję także za dedykację.
Chciałam się po prostu jakoś odwdzięczyć za Twoje dzisiejsze upominki wokalne.
Ładnie.
Wiesz, Mimi, jak tak teraz wracam do tamtych lat, kiedy śpiewanie było moją największą pasją, nie mogłam zrozumieć, po co mi Pan Bóg dał te różne talenty, skoro nie mogę ich ani zbytnio rozwijać, ani przekazać ludziom. Dziś nagle mnie olśniło, że przecież, chociaż po latach, marzenie się spełnia, bo tamto śpiewanie nie było całkiem na marne, skoro teraz mogę je jeszcze rozdawać.
Helenko, ja też tak nieraz czuję. Oj, jak ja Cię rozumiem..
Wszystkie talenty które od Boga otrzymaliśmy nie są nam dane bez przyczyny. myślę, że Bóg znając naszą przyszłość dał nam je po to, abyśmy prędzej czy później mogli z nich korzystać i dzielić się nimi z innymi i nie ma znaczenia kiedy to będzie. Ja dziękuję ci za to że jesteś i po przez te piosenki dajesz radość innym i wzbogacasz tych, którzy chcą tego wszystkiego wysłuchać. A tekst jest piękny.
Iwonko, myślę, że trafiłaś w sedno i cieszę się, że to uwypukliłaś. To mi dodaje powera!
Kochana, jak pięknie, graliśmy to z zespołem, cudownie.
A ja wtedy byłam chora na grypę z gorączką 39 stopni, ale nie mogłam spokojnie uleżeć w łóżku, to chyba słychać w nagraniu te, jak to określa Mimi, brudki?
Słychać. I jak tego słuchałam to pomyślałam, że byłaś wtedy chora.
Na szczęście efekt pozytywny i terapia śpiewem dała odpór grypie. Też kiedyś śpiewałam ważny koncert z 40 stopniami. Bałam się czy wyjdzie, bo repertuar był trudny i bardzo techniczny. Tak jak Ty, dałam radę. Zabrzmiało jak trza. Jakoś zmusiłam organizm do posłuszeństwa. Osłabiona, ledwo stałam, ale profesorka od śpiewu stwierdziła, że byłam w dobrej formie. Co prawda, jak mnie na koniec przygarnęła, zdziwiła się, że jestem tak gorąca. A ja zwaliłam winę na emocje, bo oczywiście do choroby się nie przyznałam. A nagranie z występu odsluchałam i ucieszyłam się, że wyszło mimo problemów zdrowotnych.
To już tak jest, że kiedy się bardzo czegoś chce, przeważnie wychodzi. Pamiętam, że swój dyplom śpiewałam z takim bólem brzucha, jakiego do tej pory nigdy nie doświadczyłam, a z moją panią profesor tak układałyśmy dzień odśpiewania dyplomu, żeby już na pewno nie było miesięcznych kłopotów.
Ojeej. A to pech.