W pierwszych latach pobytu w Laskach powrót do internatu był zawsze koszmarem. Do dziś zapach farby kojarzy mi się z początkiem roku szkolnego, kiedy to internat przeważnie był odnawiany i wszystkie drzwi pachniały białą olejną farbą. Pamiętam taki jeden powrót, który jakoś szczególnie mnie przytłoczył. Na koniec roku szkolnego w trzeciej klasie dostałam dwójkę z robót, bo nie mogłam pojąć ściegu skakanki. Siostra Zofia nie miała na tyle cierpliwości, by mi powoli i dokładnie objaśnić robienie tego płaskiego węzła. Wolała postawić zły stopień i mieć mnie po prostu z głowy, gdy tymczasem ja miałam popsute całe wakacje, bo niedość, że nadal samodzielnie nie umiałam zrobić skakanki, to jeszcze dałam się namówić na to, by mój brat ją za mnie zrobił i teraz, kiedy miałam zdawać egzamin poprawkowy z tej nieszczęsnej skakanki, nie wystarczyło przecież, bym pokazała już zrobioną, ale musiałam zrobić przynajmniej kilka ściegów, żebym się okazała wiarygodna. Nic nie przychodziło mi do głowy, co by sprawiło, że się jakoś z całej sprawy wykręcę. Aż nagle, gdy po obiedzie miałam dyżur zmywania naczyń, mnie olśniło: Wzięłam do ręki bardzo ostry nóż i bez namysłu zrobiłam nim cięcie przez całą szerokość lewej dłoni. Więcej już nic nie pamiętałam. Ocknęłam się dopiero na łóżku w sypialni z obandażowaną ręką, ale wcale nie żałowałam, że zrobiłam sobie krzywdę. Na poprawkowym egzaminie wystarczyło, że oddałam wakacyjną pracę i przeszłam do czwartej klasy. Do dziś jednak po tym incydencie noszę głęboką bliznę fizyczną, ale i duchową, bo nigdy nie lubiłam kłamać, a że nie przyznałam się do nieswojej pracy, wciąż mam to sobie za złe i może właśnie dziś nadszedł czas, żeby to z siebie wyrzucić? Chcę jednak dodać, że nauczyłam się tego płaskiego węzła od mojego brata w czasie następnych wakacji i zrobiłam w prezencie młodszej koleżance skakankę na urodziny, czego nie omieszkałam powiedzieć siostrze Zofii przy jakiejś okazji i wtedy się dowiedziałam, że miała wyrzuty sumienia z powodu tej mojej poprawki z robót.
Boże, straszne.
Ale od dziś znacznie mniej straszne.
straszne 🙁
Marcysiu, to już należy do przeszłości.
Do przeszłości, była pani młoda i po prostu ten sposób wydawał się najlepszy, na przejście do następnej klasy. Pokazuje to na co jesteśmy w stanie się zdobyć jak chcemy coś osiągnąć.
Ale pytanie dlaczego było to cięcie. Z braku wyjścia? Czy z chęci przejścia bez robienia tego. No, ja bym i tak się tego nie nauczył, nigdy – więc ii tak OK
Miałam wykładowczynię na studiach, która nienawidziła ludzi, a już mnie szczególnie, bo nie widzę. Ciągłe przytyki, ignorowanie, obrażanie i niedocenianie. A jak się okazało, że dużo umiem i głupia nie jestem… To już był koszmar istny. Jak przyszedł dzień egzaminu, myślałam, że wykituję. Ale postanowiłam walczyć… Weszłyśmy we cztery. Mnie jako pierwszą pytała. Wrednie, wnikliwie, łapiąc za słówka. Nic nie powiedziała. Po wszystkich wypowiedziach, wzięła indeksy i do mnie: „Jakby pani nie miała świqadków, to wlepiłabym poporawkę, tak czy siak, ale trudno. Niestety. Pięć.” Rzuciła indeks, westchnęła i byłam wolna. Jedyna piątka na roku.
Po prostu słów brak. Ale może dobrze się stało, że to z siebie wyrzuciłaś. Do jakiej granicy człowiek musi być doprowadzony, żeby zdobyć się na coś takiego?
To bardzo… daje do myślenia.
Nuno, wtedy chodziło najbardziej o to, żeby nie trzeba było pokazywać, jak się robi ścieg do tej skakanki, a wiadomo,że z zabandażowaną ręką nie zrobię tego, jak należy. Powiem Ci, Mimi, że czasem naprawdę nie wiadomo, co w ludziach jest takiego, że najchętniej by nas zniszczyli. Może nie są w stanie strawić, że ktoś może być bardziej wartościowy od nich?
Tak jak Ty Helenko zrobiła kiedyś Klara Schumann, żeby nie grać pewnego konceru urodzinowego i oby dać szansę koleżance… Wiadomo, determinacja… A co do mnie… Miałam róznych ludzi na swojej drodze. Wielu mnie sporo kosztowało, bo tak ich w oczy kłuło moje niewidzenie. A ja nigdy taryfy ulgowej nie miałam, wręcz przeciwnie. Chyba mam w sobie coś, co sprawia, że ludzoe lubią ode mnie wymagać. Przykład tamtej pani miał zobrazować, że teraz też pedagodzy mają problem z podejściem do uczonych przez siebie osób.
Wiem i ja coś o tym, ale się nie przejmuję tym, co mi radzą, tylko robię po swojemu i wychodzi to na dobre tak uczniowi, jak i mnie.
No i dobrze. Trzeba żyć z sobą samym w zgodzie.
pani Emilko, przez sześć lat, miałam podobną Panią tyflo pedagog. Dowiadywałam się, że nic nie umiem, i jestem do niczego, Itp. Gdy Jej dyktowałam celowo zapisywała źle, żebym tylko ja wyłapała gorszą ocenę. Na wycieczce szkolnej stwierdziła, żę jestem dla Niej balastem. Ciągle słyszałam, że jest zmęczona, że nie chcę ze Mną pracować, Itp. Także też coś o tym wiem.
No cóż, Kinga… Tak bywa. Ale chyba teraz jesteś zadowolona ze swoich wspomagających pań tyflo… To szczegół, że są moimi koleżankami… Zresztą wspominałaś o nich na swoim blogu pozytywnie. No, różnych ludzi się spotyka na swoich życiowych szlakach. Oby jak najwięcejżyczliwych, czego z całego serca życzę… A komu? A wszystkim!!!!!!!!!
Dziękujemy. 🙂 Z Pań jestem zadowolona w stu procentach. 🙂 Ostatnio stwierdziłam, że już chcę roku szkolnego. Z resztą nie życzliwi ludzie też są potrzebni. Dzięki Nim można się sporo nauczyć
Ja tam nie tęsknię za rokiem szkolnym. Nieeee. Ale skoro, nie pytając mnie o zdanie, śmie się rozpocząć, cóż zrobię… Jeszcze to moje cuuudowne dyplomowanie… Co do moich doświadczeń z nauczycielami wspomagającymi, nic nie powiem, bo ich nie miałam. Byłam jedyną niewidomą w masówkach, do których uczęszczałam.
Hmmm. Ja również jestem jedyną nie widomą w masówce. W szkole muzycznej poradziłam Sobie bez nauczycieli wspomagających, więc pewnie i tu dała bym radę. Chociaż ciesze się, że panie są. 🙂
Wiesz Kinga, to duże ułatwienie. Jesteś w klasie integracyjnej i państwo może Ci zapewnić pomoc. Dlaczego nie korzystać? Unikasz w ten sposób wielu trudności, z którymi ja musiałam walczyć… Też dałam radę… Będzie dobrze! <3
Dzięęęęęęęęki. 🙂 Chociaż tak Sobie w duchu myślę, że w liceum, nawet nie będę zabiegała o nauczycielki wspomagające. Trzeba Sobie zacząć radzić. 🙂
Jak się jest w masówce bez oddziałów integracyjnych, nie ma wspomagającego. Tylko w integracfi. Taka karma… A o jakim liceum myślisz? Możesz napisać na priv jak chcesz. Powodzenia.
Tak, w sumie racja, jakoś tak się zafiksowałam. 🙂 Myślę o rozszerzonym hiszpańskim. 🙂
Wow…
Ja idąc do liceum nawet nie myślałęm o żadnych wspomagających. Dlaczego? Po cholerę? Jestem normalnym człowiekiem, takim jak wszyscy. Mam zdrowe ręce, nogi, aparat mowy i słuchu. Więc… Po co?
Hmmm. Tylko czy jesteś w liceum w ośrodku, czy w masówce, bo to też stanowi ważny aspekt tego wszystkiego
Są ludzie, którzy sobie radzą bez wspomagania, ale bywają i tacy, którzy bez tego ani rusz. Sama uczyłam się w ośrodku, więc wszyscy byli na równych prawach i można było conajwyżej korzystać z bezpłatnych korepetycji. A potem, gdy poszłam do szkoły masażu w Krakowie, było po prostu jak w masówkach i kto sobie nie radził, musiał odpaść, bo nie było żadnych ulg. Ponieważ szkołę masażu wybrałam z powołania, robiłam wszystko, żeby ją skończyć, chociaż łatwo nie było, o, nie. Zamieszczę kiedyś wspomnienie o tym, bo może trzeba powiedzieć to, co trzeba przeżyć, by móc robić to, co się najbardziej lubi?
Chętnie te wspomnienia przeczytam. Te i wiele innych.
haha, na prawdę? O kurcze, ale to można się bać. ja pamiętam, jak ze strachu przed nauczycielem od fortepianu, schowałam się w łóżku.