Pomodliłam się dziś o uzdrowienie, bo jakoś tak mi jest, że nie wiem, czy dalej udźwignę chorobę. Bardzo mi się posypały stawy kolanowe i kręgosłup lędźwiowy. Jeśli by tak już miało zostać, to proszę o siłę w nowym wytrwaniu, ale wciąż jeszcze nie jestem na to gotowa. Chciałabym jeszcze popracować, przydać się tu i tam, ale najbardziej bym chciała, żeby dotychczasowy stan potrwwał jakiś czas. Wiosna jakoś nie chce ocieplić atmosfery, a w mój codzienny optymizm wkrada sie coraz więcej smutnego nastroju. Siedzę w tym moim mieszkanku, które przecież tak lubię, ale coś mi się wydaje, że w najbliższym czasie to się zmieni. Gdybym na stałe już musiała usiąść na wózku, byłoby ono moim więzieniem. Na razie staram sie o tym nie myśleć, bo wciąż wierzę, że to jeszcze nie koniec mojej aktywności. No i jeśli tak nie będzie, to mam nadzieję, że Pan Bóg da mi siłę do przebrnięcia przez trudne nowe doświadczenia, ale dziś z głęboką wiarą prosiłam o oddalenie nowego krzyża. Jeśli nie zostanę wysłuchana, to proszę Was, którzy wierzycie razem ze mną, wstawcie się i poproście, by mi Pan Bóg dał siłę do znoszenia nowych doświadczeń.
Czyżby kolejna porażka?
Zawsze mi się wydawało, że Elten to taki zakątek świata, gdzie bezpiecznie można się poruszać, ale widać nie ma na świecie już nic stałego, skoro i tutaj nie ma spokoju. Prawie nie bywam na forach, więc nie wiem, o co chodzi, ale szczerze mówiąc,nawet nie chcę wiedzieć, skoro i tak nic nie jestem w stanie na to poradzić. Zastanawiam się tylko, dlaczego tak musi być, że jak jest w miarę dobrze, to zawsze znajdzie się ktoś, kto musi zamącić? Bardzo Ci serdecznie życzę, Dawidzie, by wszystko wróciło do normy, ale jeśli nie wytrzymasz tej ogromnej presji, to wcale się nie zdziwię, gdy Elten przestanie istnieć.
Co Wy na to/
Na mój ostatni komentarz we wpisie „A jednak się stało” nikt się nie odezwał. Wobec tego zaczęłam szukać dalej i oto, co znalazłam:
Każdy z nas zna jakąś osobę, która ma coś ciekawego do powiedzenia i chciałaby wydać własną książkę. Cały proces wydawniczy może wydawać się skomplikowany, czasochłonny i kosztowny, dziś dowiemy się, jak to naprawdę jest.
Najpopularniejszym sposobem na wydanie książki wydaje się zaniesienie swojej powieści do wydawnictwa i przechodzenie przez ciężki proces wydawniczy. Już pierwszy etap może być wyjątkowo trudny, bo ktoś musi przeczytać naszą książkę – co zajmuje często wiele czasu – a następnie zdecydować o tym, czy zostanie ona wydana, czy nie. Od razu powiemy, że naprawdę bardzo mały odsetek książek zostaje w ten sposób wydanych, a większość autorów chodzi ze swoim oryginałem od wydawnictwa do wydawnictwa i liczy na to, że w końcu ktoś się zgodzi.
Takie przygody przeżywali nawet znani i lubiani dziś autorzy, więc przez to widzimy, że ten proces wcale nie jest taki dobry, a często może działać po prostu ze szkodą dla autorów i czytelników, bo oto całkiem dobra książka nie zostanie doceniona przez wewnętrznego recenzenta. Kolejnym minusem jest to, że wydawnictwa mają często wymagania co do treści i chcą mieć na nią wpływ.
Nowe możliwości
A jednak się stało
Od wczoraj jest zrzutka na moją książkę, czyli, żeby móc ją wydać. Dla mnie to sytuacja mało komfortowa, bo wolę dawać niż brać, ale skoro o tym za mnie ktoś zdecydował, to pokornie przystaję mając nadzieję, że ma to swój sens. Nie podaję tu linka do zrzutki, bo mi jakoś niesporo, ale jeśli się uda i książka w końcu wyjdzie, powiem Wam o tym na pewno. Mam kontakt z poligrafem.pl i oni mi tam w kalkulacji nie wyodrębnili ile muszę zapłacić za redakcje i korektę, chociaż o to pytałam. 12 tysięcy to tylko papier, druk, oprawa i okładka. Jeśli ktoś z Was zna się troche na wydawaniu książek, to przekopiuję tu całą kalkulację, żeby mi ktoś wyjaśnił, w czym przesadzili z tą ceną 12 tysięcy złotych za wydanie tysiąca egzemplarzy.Jeśli się zdecydowałam na rozmowę z poligrafem, to dlatego, że mają w ofercie dystrybucję, czego nie znalazłam w ofertach inntch wydawnictw. Nie wiem, jak to jest, czy kiedy daje się tekst do wydawnictwa, to czy jest zredagowany i po korekcie, raz jeszcze przechodzi ten proces w wydawnictwie? Raz jeszcze zapytam o to w Poligrafie, a jeśli by się okazało, że można przysłać uporządkowany tekst, to czy aktualna jest pomoc Julitki i Zuzler w sprawie przeprowadzenia tego przedsięwzięcia? A oto, co pisze pani redaktor z Poligrafu:Ewelina Kaźmierczak
Dzień dobry, Pani Heleno,
dziękujemy za zainteresowanie ofertą naszego Wydawnictwa.
Jednocześnie gratulujemy Pani talentu pisarskiego.
Wydajemy książki w naszym autorskim Systemie Wydawniczym Fortunet. System Wydawniczy Fortunet polega w największym skrócie na tym, że Autor finansuje w całości wydanie swojej książki, a nasze wydawnictwo tę książkę wydaje i zajmuje się jej dystrybucją.
Na niebie jasne słońce, a w duszy jakoś mrocznie.
Na samym początku, kiedy zapisałam się do Eltena, miałam nadzieję, że to taki kącik świata, w którym bezpiecznie można się będzie zagłębiać, a tu nagle wychodzi na to, że nie ma na świecie takiego zakątka, który by nas ochronił przed niespodziewanymi zawirowaniami losu. Na szczęście są takie serca, w otoczeniu których jeszcze wciąż daje się żyć. Jednak kiedy pomyślę o tych, które nas opuszczają, zastanawiam się, czy to aby także nie moja wina? Wartościowy człowiek to ten, który nam daje więcej, niż sobie z tego zdaje sprawę, bo czy inaczej nie przyszłoby Mu do głowy, by odchodzić sprawiając tym tęsknotę i ból zadziwienia, że też tak można? No i co? Nic na to się nie da poradzić, bo jeśli dla odchodzącego to tylko jakiś etap w zyciu, to co na to poradzić? Zastanowić się tylko wypada, co się takiego dzieje, że już nie ma znaczenia to wszystko, co się dotąd dawało bliźniemu? A tak w ogóle, to jak to jest, że człowiek bywa piękny, a jednocześnie nie sposób go zrozuieć? zżyłam się tu z wszystkimi, a tu nagle, nie wiadomo, dlaczego, muszę się z nimi rozstawać/ W dodatku wbrew własnej woli? Tyle lat już żyję na tym świecie, ale są sprawy, których nijak nie potrafię zrozumieć. Za parę minut idę do kościoła. Spróbuję o to zapytać Pana Boga, ale jeśli i On mi nie odpowie, to już nie wiem, jak sobie z tym poradzę?
A tu cisza i spokój.
Zaczęły się ferie, więc znów siedzę na wsi, bo tu najlepiej odpoczywam i ładuję akumulatory. Mam znowu ostatnio kłopoty stawowe, więc robię wszystko, żeby je zgubić. Najlepiej ma Amiś, bo przesypia całe dni, a wiosna coraz bliżej. W sprawie książki na razie nic się nie dzieje, bo chociaż mam różne obietnice, to chyba trzeba po prostu cierpliwie poczekać na ich realizacje, o czym na pewno powiadomię, gdy się coś zacznie dziać, a tymczasem pozdrawiam wszystkich serdecznie i idę się wylegiwać.
I znów mieliśmy gościa.
Pamiętacie, jak to było z tą fretką? No to wczoraj o poranku znalazłam na wycieraczce pod moimi drzwiami skuloną istotkę, która się okazała malutkim szczeniaczkiem tak przemarzniętym, że już wcale się nie ruszał. Myślałam, że nie żyje, ale na wszelki wypadek połoźyłam go na ciepłym termoforze, owinęłam grubym ręcznikiem i mocno przytuliłam do siebie, żeby ciepełka miał jak najwięcej. Po jakiejś pół godzinie maleńkie ciałko leciutko drgnęło, a następnie próbowało się wyzwolić z ciepłego wnętrza. Przytknęłam główkę szczeniaczka do swojej twarzy, a on, jakby w podiękowaniu polizał mnie delikatnie po nosie. „Amiś” już nie mógł się doczekać, kiedy mu oddam kruszynkę, a gdy się wreszcie doczekał, najpierw dokunentnie wylizał maluszka, a potem zaprowadził go do swojej jadalni i pozwolił się posilić tym, co zostało w miseczce. Zgodziłam się na to i ja, , bo mój piesek upodobał sobie karmę dla szczeniaczków firmy Pedigry, więc jeśli i gość spróbuje, może mu nic nie będzie? Widać jednak karma nie była mu obca, bo zjadł wszystko do ostatniej chrupki, a potem popił to filtrowaną wodą i chociaż „Amiś” zachęcał go do zabawy, on padł tam przy tej miseczce i natychmiast zasną, więc i „Amiś” położył się obok i przytuliwszy maluszka, też spokojnie zasnął. Idylla jednak trwała niezbyt długo, bo się okazało, że są właściciele szczeniaczka i trzeba było się z nim rozstać jak z tamtą fretką, której już zresztą nie ma na tym świecie. A szczeniaczek, który nas odwiedził, to synek suczki, którą nieświadomie szczenną wzięto ze schroniska. Wydała na świat sześcioro dzieci, ale ten jeden został przy niej, bo resztę rozdano chętnym. Suczka, niestety z niewiadomych przyczyn odeszła z tego świata, a więc szczeniaczek, który miał osiem tygodni, bez kłopotu mógł się już pożywiać samodzielnie, ale wciąż tęsknił za mamą i wciąż jej poszukuje. Stąd te ucieczki chociaż dom jest przyjazny. Jak mało wiemy o tym, co przeżywają zwierzęta!t