Przed chwilą dostałam ze szkoły esemesa, że mam się stawić w pracy dopiero w najbliższy piątek, bo mój gabinet był remontowany i trzeba tam jeszcze wszystko ogarnąć, więc mam kilka dodatkowych dni wakacji. Fajnie, co? No, bo tak naprawdę, to wcale mi się jakoś do szkoły nie spieszy. To taki stres powakacyjny, który minie dopiero za jakieś 3 tygodnie. Tak mam od zawsze, więc trzeba to po prostu przetrwać. Jak się już wszystko ułoży i uporządkuje, to wróci i zapał do pracy i wszystko, co się z tym wiąże. No i potem, nie wiadomo, kiedy, a już będzie znów Boże Narodzenie i aż przyjdzie się zdziwić, że to tak szybko. Na razie nawet jeszcze nie wiem, czy dojdą mi jakieś dzieci, bo że dwoje odeszło, to już wiem. Natomiast czy jacyś nowi nauczyciele są w szkole i czy będą przychodzić na brajla, to się dopiero okaże. Jednak na razie nie ma co się tym przejmować. Darowano mi parę wolnych dni, to trzeba je wykorzystać na ostatni czas błogiego leniuchowania. Chodzi przede wszystkim o wcześniejsze wstawanie, bo kiedy muszę być w pracy, to wstaję o szóstej, a jak nie musze, to dopiero o ósmej.