Trochę żal, bo pewnie bym poszła posłuchać różnych wykonawców na dwóch scenach przy Skwerze Kościuszki i przy plaży, a może także udałoby się porozmawiać z którymś dziennikarzem z jedynki, no, ale cóż, jestem, gdzie jestem i nie ma na to rady. Tak by mi się marzyło mieć kogoś takiego, kto by lubił to samo, co ja i chętnie by mi towarzyszył w takich okolicznościach, jednak tak to się jakoś układa w moim życiu, że z wielu zamierzeń muszy rezygnować tylko dlatego, że jestem w tym sama. Nie powiem, by mi ludzie nie pomagali, gdy ich o to poproszę, ale są to przeważnie sprawy codziennego bytu, a nie koncerty, wyjścia do Filharmonii czy do teatru. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.
oj racja… Jednak niepełnosprawność ogranicza, chociaż było by się jak najbardziej samodzielnym. Byłam parę razy na koncercie Lata z Radiem. Ze znajomymi, w Ustce, tak żeśmy śpiewali z wykonawcami, że myślałam, iż zwątpię, ogłuchnę i ochrypnę. W Krynicy Górskiej było świetnie, ino dysc tak padoł straśnie, com se myślała: Ło kruca, trza było kaloski kupić”… Pozdrawiam serdecznie. 🙂 <3
Byłam też kiedyś, gdy Lato z Radiem rozdawało zupę rybną. Jeździło wtedy po Polsce z takim ogromnym kotłem. Paliło się pod nim drewnem. Było wtedy na Skwerze Kościuszki sto tysięcy ludzi i tej zupy starczyło dla wszystkich, którzy chcieli skonsumować. A można było też się zgłaszać do występów: „mikrofon dla szystkich” i chociaż sama się nie zgłosiłam, jakaś dziennikarka, która stała przy mnie, nagle zapowiedziała: „A teraz posłuchajcie, Państwo, jak śpiewa panienka, która trzyma na rękach małego pieska. Do mnie natomiast powiedziała: jeszcze raz to samo, co przed chwilą śpiewała pani ze wszystkimi i zaśpiewałam: Gdzie strumyk płynie z wolna…, a ile miałam oklasków! chyba, jak nigdy w życiu.
Suuuuuper. A w którym to było roku? Ja ze śpiewaniem miałam sporo zaskakujących przygód. Przytoczę jedną… Jak byliśmy w Ziemi Świętej, w maju, na Polu Pasterzy, śpiewaliśmy całą wycieczką kolędę „Gdy się Chrystus rodzi”. Przewodniczce mój wokal podpasował. Jak byliśmy na rejsie po jeziorze Genezaret, kazała mi siąśść bliżej i szepnęła… Zamiklły nagle silniki. Nikt nic nie wie… A ja,zgodnie z jej prośbą, wykonałam 3 pięśni o Genezaret. Jedna była mojego autorstwa. Cisza i głos płynący po wodzie… Miałam ciarki… Ludzie ponoć też. Dzień później w kościele św. Anny w Jerozolimie, mówiono, że jest tu świetna akustyka. Zachęcono, aby ktoś wydobył głos. Nikt nic, ludzie coś mruczą… No i… Tak, onieśmielona, zziajana nieco po całodziennych wędrówkach w kurzu ale jednak, otworzyłam gardło… Tradycyjnie… Ave Maria Schuberta i Preghiera Francesco Durante. I coś się dziwnego zadziało… Ludzie odwracali się, wracali od wyjścia, w ruch poszły telefony, kamerki i coś tam jeszcze… Akustyka była suuuuper. Jak wychodziliśmy na miejsce zbiórki, jakiś Kanadyjczyk nie mógł się nagratulować. Powiedział, że kupi bilet na mój koncert wszędzie gdzie będę do tej opery, w której pracuję. Nie chciał uwierzyć, że nie jestem zatrudniona w operze. Dopytywał skąd pochodzę, o moją drogę wokalną… I takie tam… Jak powiedziałam z pięć razy, że muszę zdążyć na zbiórkę, to jeszcze pytał, zagadywał… Miał 57 lat i był pasjonatem muzyki. Aż radość była go słuchać. Znawca… Miło, że takiemu melomanowi spodobał się głos zwykłej dziewczyny z Polski… Aha, rozmawialiśmy po francusku. Także spontaniczny śpiew i zauważenie przez kogoś to cudowna radosna przygoda. 🙂 Jest co wspominać.
Twoja opowieść mi przypomniała takie oto zdarzenie: byliśmy na trzytogodniowym objeździe po Włoszech z naszym chórem „Symfonia”. Oprócz trzech koncertów dziennie śpiewanych w różnych miastach, mieliśmy też w programie zwiedzanie najsłynniejszych miejsc w Italii. Moje wspomnienie wywołane Twoim, dotyczy Wenecji. a ściślej bazyliki Na Placu świętego Marka. Też postanowiliśmy coś zaśpiewać i jak zwykle był to „dzwoneczek Maryi”, w którym śpiewałam ten solowy fragment. Kiedy zaczęliśmy śpiewać, gwar sie stopniowo wyciszał, a ludzie przystawali wokół nas. Gdy skończyliśmy śpiewać tę pieśń, podeszła do mnie Japonka i długo coś mówiła po angielsku, a potem mnie przytuliła i wcisnęła do ręki małą karteczkę. Okazało się, że to jej adres. Nauczyła się brajla i do dziś ze sobą korespondujemy. Wprawdzie obie korzystamy z tłumaczy, ale nic nam to nie przeszkadza.
Wow. Pani Emilko przygoda cudowna! 🙂 Pani Helenko, super! W ten sposób można nawiązać wiele cudownych znajomości.
Suuuuuper opowieść. Wspaniała znajomość. Utwór też piękny. A w jakim wieku wtedy byłaś? Co do mojej przygody z fanem z Kanady… Skończyła się na tym, o czym już pisałam… Ale przecież miłe… Bardzo miłe zostać docenioną. A Ty Helenko znasz angielski?
Opowieści fascynujące. Mimi, dlaczego Ty nie piszesz blogA? mIŁO byłoby go poczytać. 😉
Roksi, też się o to dzisiaj pytałam! 😀 Ale, jak na razie Pani Emilka zacząć pisać nie ma zamiaru.
O maaaaaaasz! Czyżbyście się umówiły? Koalicja? 🙂 🙂 Hi hi… Roksanko, Kingo, na razie mojego bloga nie poczytacie… 🙂 Jak ja sobie myślę, ile ja ostatnio wskakuję, żeby aktualne wpisy przeczytać u ludzi, skomentować, czasem odpowiedzieć… Nie będę zanudzać swoim życiem. A tak, tu coś szepnę, tu napiszę i jest ciekawie. I tak byłam milutka, że przytoczyłam opowieść z Ziemi Świętej, a tych innych… nie… 🙂 Nie bójcie się, znam umiar, Kochane… Oj, jak myślę o tym moim dyplomowaniu, wszystko bym zrobiła, żeby przeskoczyć ten czas… Trza by sie od kompa odkleić. Jutro rano do pracy rodacy… No, ja oczywiście. 🙂 No to, blogerki szanowne, pozdrawiam.. M.
😀 😀 😀 Pani Emilko, uwielbiam pani styl pisania. A szkoda, żę Sobie nie poczytamy, bo na prawdę Ten blog był by ciekawy, i może Pani by wstawiła na Niego, jakieś swoje występy. 🙂 Ja, jeśli pojawie się gdzieś, gdzie będzie Pani, to przyjdę z dyktafonem. O, przyszedł Mi kolejny pomysł do głowy, czasem Eltenowicze nagrywają razem wpisy na bloga. Pani Emilko, może My kiedyś nagrały byśmy razem jakieś pozdrowienia, albo coś takiego. 🙂
Ja byłam na koncercie lata z radiem w Łodzi. Byłam sama. Nawet mi się udało odpowiedzieć na jakieś pytanie i zupę też jadłam. Oczywiście samemu w takim tłumie nie jest łatwo, bomusiałam się co jakiś czas pytać czy dobrze idę. Byłam też sama w kościele na koncerc ie churu z Białorusi, w którym śpiewała moja koleżanka. Pisała mi w liście, że będą w Polsce w Łodzi i nawet się spotkałyśmy a koncert był piękny.
Ciekawe… Ja teraz oglądam koncert z Krynicy górskiej dedykowany pamięci Kiepury. Bardzo ładny. Tylko jak dla mnie, za mało wokalu… 🙂 Pozdrawiam.
Oj też jestem fanką lata z radiem i wszelakich imprez przez nich organizowanych.
Kiedyś jak koncertowali jeszcze po całej polsce, też mi było smutno, że nie mogłam być na żadnym z ich koncertów.
Też szkoda, że nasze piękne Świętokrzyskie omijali szerokim łukiem. 😀 😛
Mnie się wczoraj udało chociaż posłuchać transmisji dwóch koncertów i finału festiwalowego ze wzruszającym pożegnaniem Kory.
Też tak czasem mam, także bardzo cię kochana, rozumiem.