W pierwszych latach pobytu w Laskach powrót do internatu był zawsze koszmarem. Do dziś zapach farby kojarzy mi się z początkiem roku szkolnego, kiedy to internat przeważnie był odnawiany i wszystkie drzwi pachniały białą olejną farbą. Pamiętam taki jeden powrót, który jakoś szczególnie mnie przytłoczył. Na koniec roku szkolnego w trzeciej klasie dostałam dwójkę z robót, bo nie mogłam pojąć ściegu skakanki. Siostra Zofia nie miała na tyle cierpliwości, by mi powoli i dokładnie objaśnić robienie tego płaskiego węzła. Wolała postawić zły stopień i mieć mnie po prostu z głowy, gdy tymczasem ja miałam popsute całe wakacje, bo niedość, że nadal samodzielnie nie umiałam zrobić skakanki, to jeszcze dałam się namówić na to, by mój brat ją za mnie zrobił i teraz, kiedy miałam zdawać egzamin poprawkowy z tej nieszczęsnej skakanki, nie wystarczyło przecież, bym pokazała już zrobioną, ale musiałam zrobić przynajmniej kilka ściegów, żebym się okazała wiarygodna. Nic nie przychodziło mi do głowy, co by sprawiło, że się jakoś z całej sprawy wykręcę. Aż nagle, gdy po obiedzie miałam dyżur zmywania naczyń, mnie olśniło: Wzięłam do ręki bardzo ostry nóż i bez namysłu zrobiłam nim cięcie przez całą szerokość lewej dłoni. Więcej już nic nie pamiętałam. Ocknęłam się dopiero na łóżku w sypialni z obandażowaną ręką, ale wcale nie żałowałam, że zrobiłam sobie krzywdę. Na poprawkowym egzaminie wystarczyło, że oddałam wakacyjną pracę i przeszłam do czwartej klasy. Do dziś jednak po tym incydencie noszę głęboką bliznę fizyczną, ale i duchową, bo nigdy nie lubiłam kłamać, a że nie przyznałam się do nieswojej pracy, wciąż mam to sobie za złe i może właśnie dziś nadszedł czas, żeby to z siebie wyrzucić? Chcę jednak dodać, że nauczyłam się tego płaskiego węzła od mojego brata w czasie następnych wakacji i zrobiłam w prezencie młodszej koleżance skakankę na urodziny, czego nie omieszkałam powiedzieć siostrze Zofii przy jakiejś okazji i wtedy się dowiedziałam, że miała wyrzuty sumienia z powodu tej mojej poprawki z robót.