Kiedyś więcej opowiem, a dziś tylko tyle, że nie od urodzenia nie widzę, a to, co z tego widzenia zostało, śni mi się jeszcze po nocach. Kolorowe łąki, zielone lasy, niebieskie jeziora i szmaragdowe morze. Ludzie o pięknych twarzach, ale tylko ci, których kiedyś znałam z widzenia , a później poznani mają na twarzach mgłę. Czasem mi się wydaje, że widzę słońce, a żarówki świecą jak światło gwiazd, ale to tylko wtedy, kiedy bardzo tego chcę, żeby dawny świat znów do mnie powrócił choćby na chwilę. Kiedy biją grzmoty, brakuje mi błyskawic i bardzo nie lubię, że mnie te gromy tak boleśnie zaskakują. Zimą, kiedy pada śnieg, wychodzę czasem na balkon, by posłuchać, jak te maleńkie gwiazdki zderzają się z wiatrem, ale gdy któraś z nich dotknie moich oczu, widzę, że znów jest dobrze i pięknie. To tyle na razie, a jak się w sobie ogarnę, napiszę więcej, najlepiej, gdybym mogła do Ciebie prywatnie.
Dziękuję za odpowiedź. Oczywiście, pisz jeżeli tylko masz ochotę. Chętnie przeczytam. Masz ładny sposób formułowania wypowiedzi… Pozdrawiam i życzę miłego dnia. 🙂
Zrewanżuję się informacją o sobie, na wypadek, gdybyś chciała wiedzieć. Ja nie widzę od zawsze. Zupełnie nic. Nie mama ni barwnych plam, widzenia konturowego ani nawet poczucia światła. Przedawkowanie tlenu w inkubatorze i wcześniactwo. Także, jak ktoś pyta, jak się żyje w ciemności, ja naprawdę nie znam tego z autopsji. Wiem co to jest, ale moje oczy nigdy tego nie poznały kolokwialnie mówiąc 'Na własne oczy”. 🙂
O, ja też nie widzę zupełnie nic, od urodzenia. 🙂 Znaczy mam poczucie światła, ale musi być ono naprawdę mocne, w sensie światło, żebym je wyczuła, ale to wszystko.
Hmmm. Ja również jestem wcześniakiem, i również MI podali za dużo tlenu. Widzę tylko świadło, i cień. Np , jak mijam słóp to jest szansa, że go zobaczę, ale mam tak małe pole widzenia, że, i tak nie zdąże odpowiednio zareagować. Zawsze się śmieje, że przynajmniej będę wiedziała, o co się walnęłam. 🙂 Życze wam miłego dnia!
Kinga, to też coś. 🙂 Miłego dnia.
Z tymi konturami to jest bardzo ciekawa sprawa. Bo ja też je, jakby, widzę. W sensie, wyczuwam je, z niedalekiej odległości. Ale nie jestem w stanie powiedzieć, co to jest, póki tego nie dotknę.
Andżela, mam podobnie. W zeszłym roku, Babcia stwierdziła, że Mnie przetestuje, i poprosiła Mnie, żebym dochodziła do drzew, które widzę. Udało się! Znalazłam ich sporo, chociaż później Mnie oczy bolały, a to pewnie dla tego, żę dosyć żadko, ich tak intensywnie używam. A jeszcze co do stwierdzania, czym jest to co widzimy, to jestem w stanie stwierdzić, czy to jest jednolite, np mór, czy, z osobnych elementów, np ogrodzenie. A u Mnie też z niewidzenia wynika to, że się garbię, bo widzę z bliska, i jak z Kimś rozmawiam, to staram się być w takiej pozycji, aby go widzieć. A, jak siedzimy przy stole, a on jest na przeciwko Mnie, to się nagimnastykować muszę, bo dodatkowo widzę pod kątem. 🙂 Skomplikowane!
Tak Dziewczynki. To są pewne wady i zalety. Angela, tak, możesz mieć konturowe resztki widzenia. To jak najbardziej możliwe. Kinga, musisz ćwiczyć te swoje całkiem nie takie minimalne resztki wzroku, żeby Ci nie zanikły.
Piszę to jako tyflopedagog. Także coś tam na rzeczy się znam… 🙂
🙂 🙂 🙂
Ja to myślę sobie tak: skoro idąc cichą ulicą potrafię policzyć mijane drzewa, to mogłoby się wydawać, że je po prostu widzę,ale czy idę wprost na nie, czy przechodzę obok, wiem, że tam są. To samo dotyczy schodów, do których się zbliżam. Nie umiem tego sprecyzować, ale jest coś, co mnie informuje, że będą schody w góre, Natomiast w dół nie mam takiej informacji. Może to jest ten tak zwany szósty zmysł? Nie wiem.
Jak większość, też jestem wcześniakiem, z siódmego miesiąca ciąży i nigdy nie widziałam.
A ja mam genetyczną chorobę barwnikowe zwyrodnienie siatkówki na dzień dzisiejszy sprawa nie do odratowania
Podejrzewam, pani Helenko, że to kwestia echolokacji.
Albo resztki widzenia konturowego lub znikomy światłocień plus obrazy, które zapamiętał mózg i jedyna jego wypustka na zewnątrz – oko, choć już nieaktywna jest kora wzrokowa.
Być może jest właśnie tak, jak mówisz, Mimi, w każdym razie mam jakieś złudzenia, że to może jednak jakaś cząstka widzenia.
Tak może być oczywiście. To taka odrobinka, ale jakże ważna. wszystko się wszak przyda. 🙂
Oj ja i nawet tego nie mam. Tak jak skrzypeńka jestem wcześniakiem z sześć i pół miesiąca. Aż się edziwię że mnie uratowali i że nie jestem bardziej poważnie chora, że skończyło się tylko na braku wzroku. Bo w 1969 roku kiedey się urodziłam to był sukces dla szpitala że w ogóle przeżyłam.
No opatrzcie tylko, same wcześniaki! Jestem także z siódmego miesiąca ciąży. Miałam 42 centymetry wzrostu i półtora kilograma wagi. Mama mnie okładała butelkami z ciepłą wodą, bo urodziłam się w domu, ale kiedy się okazało, że nawet nie otwieram oczu, kiedy mnie mama niosła do lekarza, odkryła mi buzię, bo uważała, że lepiej będzie, jeśli nie przeżyję, a ja nie tylko przeżyłam, lecz nabrałam rumieńców i jednak postanowiłam żyć.
Ja ważyłam 89 deko. Także Mniej niż kilogram, a powinno się ważyć trzy.
A ja ważyłam 90 deko i miałam 35 centymetrów. Trzymali mnie w inkubatorze.
No to co, zakładamy klub wcześniaków?
A czemu by nie? Ponieważ od ciebie wyszła ta myśl więc zostaniesz założycielką tego klubu.
To kto jeszcze dołączy? Czekamy.
Ja mogę, bardzo chętnie. 🙂
Wcześniaków, z przewagą wcześniaczek, tu dostatek. Ja też po inkubatorze, też siódmy miesiąc. Parametry życiowe nieszczególne miałam. Iteż walczyłam od maleńkości. O oddech, o życie, o miejsce w społeczeństwie.. Tak już jest.
a ja mam wrodzony brak gałek ocznych i też nie widzę nic.
A ja, dla odmiany, nie jestem wcześniakiem i parametry miałam tak dobre, że rodzice odkryli, że nie widzę, kiedy nie reagowałam na flesz przy robieniu zdjęć
Lwica dołączam do klubu haha.
Ojej, Natalio, to chyba czas na reaktywację klubu, co?