Posted on

Zaczęło się jak zwykle od zajęć z dogiem, ale dziś był inny: wabi się Hasan i mimo ośmioletniego pobytu na tym świecie, miał takiego powera, że zaczęłam go nawet podejrzewać o DHD. Tak mnie wykończył różnymi czułościami, że nie wytrzymałam z nim tych wyznaczonych 45 minut. Ponieważ dziś już nie byłam sama, bo dwie osoby jednak dojechały, wycofałam się w głąb sali, gdzie stał fortepian i jak instruktorka zajmowała się objaśnianiem na czym polega dogoterapia, a ja już to wiem, zaczęłam sobie cichutko przypominać "Czarną Madonnę", do której chyba jutro mam którejś pani zaakompaniować. Kiedy pani Ania już wszystko powiedziała, wzięła giterę i zaczęłyśmy wspominać, jakie to kiedyś były piosenki, no i zrobiła nam się lista wspomnień typu "Mały Książę", "Mówiły mu", "żółte kalendarze" i tego typu utworki. Zajęć z panem od czynności dnia właściwie nie miałam, bo powtórzył to, co wczoraj, moim towarzyszkom grupowm. Kiedy nadszedł czas moich ćwiczeń na podwieszkach, tak się rozpadało, że nie miałam odwagi wyjść na tę ulewę, więc większość przeznaczonych na te ćwiczenia minut spędziłam w sali do czynności dnia. A szkoda, bo te ćwiczenia właściwie zlikwidowały moje dolegliwości bólowe. Jednak pani Dorotka od rehabilitacji się zlitowała i wykroiła dla mnie ten potrzebny czas, bo wie, jakie to dla mnie ważne. Do obiadu miałam trochę wolnego czasu, więc przeprałam kilka drobiazgów i wykąpałam Amisia. Obiad dziś był szczególnie smakowity, bo chłodnik, kasza jęczmienna z gulaszem i pysznną surówką, a na koniec kompot i różne owoce, jak śliwki, morele, brzoskwinie i jabłka. Z popołudniowych zajęć wybrałam drezynę, bo tandemu się boję, ale mnie pokarało, bo na tej drezynie złapała nas telewizja i z jedną z sióstr, która ten pojazd obsługuje, będziemy w jakichś wiadomościach telewizyjnych. A wszystko dlatego, że dziś w Laskach była uroczystość poświęcenia samochodu, które polskie społeczeństwo ufundowało indyjskiej misji naszych zakonnych sióstr, a telewizja kręci oprócz tego jakiś materiał o setnym jubileuszu powstania zgromadzenia. Po kolacji odbyło się w świetlicy ognisko, tak, ognisko, z normalnymi gałęziami do spalenia, ale ze sztucznym ogniem. Przyszło do nas sympatyczne małżeństwo z muzycznym programem wspomnieniowym, czyli z różnymi dawnymi piosenkami, do których można się było dołączyć. Nagrałam ten program, ale dyktafon mam marny i nie wiem, czy warto te nagrania tu pokazywać. Teraz zrobiło się już późno, więc chyba czas najwyższy się położyć. ach,to ognisko w świetlicy to dlatego, że było dziś u nas raz słońce, raz deszcz, ale z deszczową przewagą. No, to do jutra, kochani! Pa.

10 Replies to “Czwarty dzień pobytu w Laskach.”

  1. Wspaniale, że ciekawie płynie ten laskowski czas… A w jakiej tonacji grasz tę Madonnę? Co do programu wspomnieniowego, myślę, że wielu z nas chętnie posłuchałoby. Te stare piosenki mają piękne słowa i melodie i warto je śpiewać. Miłego dnia. 🙂

  2. „Czarną Madonnę” gram w tonacji g-dur. Jeśli chodzi o wczorajszy program muzyczny, to chyba nienajlepiej mi się zapisał, bo mam chyba bylejaki dyktafon. Wobec tego spróbuję znaleźć chociaż jedną taką, która by się najbardziej nadała do posłuchania. Dziękuję Ci bardzo za wszystkie życzliwe słowa i wysyłam dużo dobrych myśli.

  3. Super. Za dobre myśli oczywiście z serca dziękuję i odsyłam ich w Twoją stronę ile wlezie, a nawet jeszcze więcej. 🙂 O Madonnę spytałam z ciekawości. Ja gram najczęściej w G, czasem w A, a czasem dla treningu transpozycji – w As lub Fis. Ludzie nie słyszą różnicy, a ja tam lubię we wszystkich tonacjach grać i nie pozwalam, by moje zdolności do harmonizacji zanikły. Przydaje się, a szczególnie jak się na mszy gra. Ale zawsze dostosowuję do możliwości i okoliczności… 🙂 Pozdrawiam.

  4. No, ale najgorzej, jak ludzie obniżają i trzeba się do nich dostosować. Jeśli o mnie chodzi, to nie lubię czarnych tonacji. Może dlatego. że mam małą rękę i ciężko mi ogarnąć te różne palcowania.

  5. Jest coś na rzeczy. Ja tak dla frajdy muzycznej. Jak to mój kumpel organista mawia: „Jak ty to dziewczyno robisz, że siadasz i grasz w tonacjach kurde moll”… Chodzi mu o to, że ogarniam…

  6. Mały książe jet na moim blogu, w wykonaniu naszego zespołu, w którym kiedyś byłam. Bardzo lubię te piosenki. Chętnie bym się do takiego pieska po przytulała, bo bardzo lubię. No i właśnie, chętnie byśmy posłuchali tych piosenek.;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *