Weszłam w zdarzenia wejścia, odszukałam odszukałam formatowanie dokumentów dotarłam do opcji: włącza i wyłącza współrzędnych komórek tabeli, rozwinęłam tę opcję i i chyba musiałam tu popełnić jakiś błąd, bo w normalnym układzie klawiatury wciąż mi mówi na tabulatorze: albo ten układ jest włączony albo wyłączone i nie wiem, co teraz zrobić, żeby się pozbyć tego komunikatu, żeby tabulator mógł działać normalnie. Ktoś pomoże?
Cały plan wakacyjny do zmiany.
Wczoraj wieczorem dostałam wiadomość, że jestem na liście wczasowiczek w Laskach a przecież doszły mnie słuchy, że takich leciwych, jak ja, już nie przyjmują bez przewodnika. Sama tam dzisiaj zadzwonię, żeby się konkretnie dowiedzieć, jak to właściwie jest. Jeśli będę miała szanse na te wczasy, to oczywiście pojadę, bo może to już ostatni raz? Potem zaraz po tych wczasach pojechałabym może do żułowa, żeby w ciszy i spokoju pobyć tam przez 2 albo 3 tygodnie. To taki ośrodek dla niewidomych kobiet, które już potrzebują stałej opieki, a atmosfera tego miejsca jest zbliżona do atmosfery, która kiedyś była w Laskach, bo żułów, to filia Lasek. Już tam dwa lata temu spędziłam część wakacji i nawet się zastanawiałam, czy by tam nie osiąść na stałe, ale jedyną przeszkodą jest to, że to tak daleko od całego świata i chyba nikt by mnie tam już nie odwiedził. Mieszkanki tego ośrodka mają swoje bardzo dobrze ułożone życie. Te, które już tylko leżą, przebywają na tak zwanym skrzydle chorych. Reszta jest umieszczona tam, gdzie jej to najbardziej odpowiada, a więc u siostry Kingi, u siostry Iwony i na poddaszu, czyli w skrzydle najzdrowszych pensjonariuszek. Siostry organizują swoim podopiecznym rózne rozrywki, istnieje chór, który występuje w okolicznych miejscowościach. Kto może, pracuje na rękodziele. Mają gimnastykę, naukę posługiwania się komputerem, są też zajęcia kulinarne,a poza tym całodobowa opieka i serce. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to znów tam nabiorę energii na cały przyszły rok pracy.
Wieczorny gość.
Jakoś tak już całkiem pod wieczór Amiś nagle pobiegl pod drzwi. Jakimś cudem wiedział, kto tam na niego za tymi drzwiami czeka. No, oczywiście, że Filuś, który mnie całkiem zignorował, ale kiedy usłyszał, co wyjmuję z lodówki, pierwszy upomniał się o przysmak. Amiś oczywiście też dostał, a potem psiaki bawiły się do upojenia, a jak to bywa ze szczeniakami, nagle tam, gdzie stał, padł i natychmiast zasnął. Nie wiedziałam, co robić, jednak z kłopotu wybawiła mnie jego właścicielka, która już wiedziała, gdzie ma go szukać i tylko powiedziała, że jutro zaprasza Amisia na rewizytę oczywiście razem ze mną, więc z przyjemnością pójdziemy.
Niespodziewanie miła wizyta.
Siedzę ja sobie w pokoju przy komputerze, a tu nagle: drap, drap, drap, do wejściowych drzwi. Pierwszy do drzwi dopadł Amiś i jak szalony też zacząl w nie drapać,no to sobie ;pomyślałam, że lepiej będzie, jak go wezmę na ręce, bo jeśli się okaże że to jakieś groźne zwierzę dobija się do naszych drzwi, to niech najpierw zaatakuje mnie, a potem się zobaczy. Kiedy otworzyłam drzwi na klatkę, po mojej nodze zaczęło się wspinać jakieś maleństwo o bardzo ostrych pazurkach, więc postawiłam Amisia na szafce do butów i sprawdziłam, co to takiego mnie drapie po nodze. No i ojej, coś malutkiego, puchatego, drżącego i skomlącego dało mi się wziąć na ręce i polizało po nosie. Od razu wiedziałam, że to szczeniaczek, bo pachniał właśnie tak, jak pachną wszystkie szczeniaczki. Ponieważ Amiś szalał na szafce, podeszłam i przybliżyłam szczeniaczka do jego pyszczka. Natychmiast Amiś go polizał, a następnie, no, tak było naprawdę, Objął fo przednimi łapkami, a szczeniaczek od razu do niego przylgnął. Ponieważ nie chciałam, żeby ten maluszek mi się zsikał na dywan, wyniosłam oba psy na balkon, żeby się swobodnie poobawiły. Nie ma obawy, że spadną z piątego piętra, bo jak Amiś był malutki, zrobiłam zabezpieczenia. Goniły się te pieski po balkonie, jak jacyś biegacze, a gdy się zmęczyły, pochlipały wodę i dalejże w biegi. W końcu jednak słońce zrobiło swoje i oba padły, jak nieżywe. Wzięłam więc na ręce małego psiego gościa i wyszłam z nim na poszukiwanie jego mamy, czy właściciela. Szłam piętrami w dół zaglądając do wszystkich ieszkań, ale dopiero na pierwszym piętrze się okazało, czyja to zguba. Kiedy wróciłam do domuk, Amiś nie podbiegł, żeby mnie przywitać. Obraził się widocznie, że mu odebrałam małego przyjaciela, dopiero, kiedy mu powiedziałam, że Fijluś jeszcze przyjdzie nie raz, pozwolił się pogłaskać i dał się wziąć na ręce. Potem, kiedy Fjiluś był na dworze i zaszczekał cieniutko, Amiś mu odpowiedział i już było wiadomo, że się jakoś dogadali.
Tak naprawdę to dopiero dziś pierwszy dzień wakacji!
No i niekoniecznie wesoły ten dzień, bo jakiś zamglony i chłodny. Ptaszki w pobliskich drzewach jakby przycichły i młode lato gdzieś się przyczaiło. Tylko truskawki z cukrem i śmietaną przypominają o jego istnieniu, ale mam nadzieję, że wcześniej czy później ze zdwojoną siłą da o sobie znać.
Ostatni przedwakacyjny dzień w szkole.
Sama nie wiem, cieszyć się, czy smucić? Niby fajnie, że wakacje, a przecież czegoś będzie mi brak. Wakacyjnych planów prawie nie mam. Miałam jehać do Lasek na wczasy, ale tam postawili takie warunki, że trzeba było zrezygnować. Jedyną prawie pewną sprawą, to Koleczkowo, czyli pobyt u rodziny. Jednak tak sobie te wakacje urządzę, żeby nie było miejsca na nude. Pociągnę dalej moją książkę, przypomnę sobie granie na organach, poczytam to i owo i ani się obejrzę, jak wakacje śmigną. Będe tu także pisała pewnie coś niecoś,no i przeczytam pewnie wszystkie blogi użytkowników Eltena.
przedwakacyjne porządki w klasie
Zawsze, kiedy się kończy rok szkolny, szkoda mi wyrzucać różnych notatek i prac moich uczniów, ale gdybym tego nie robiła, utonęłabym chyba w górze papieru. Dlatego już nawet nie zaglądam do tego, co muszę wyrzucić i tylko, jeśli któryś z uczniów chce, daję mu jego prace. Jednak rzadko się zdarza, by ktoś sobie tego życzył. Jeszcze tylko dwukrotnie przed wakacjami przyjdę do szkoły, bo na zakończenie nigdy nie chodzę. Nie lubię tych pożegnań. Natomiast na początek roku zwykle się zjawiam, ale z daleka. Siedzę sobie w gabinecie i wszystko wiem, bo nawet jeśli komunikaty są z sali, mikrofony mi wszystko przekazują. Zwykle tak bywa, że pierwszy szkolny tydzień, to jakby jeszcze wakacje, bo układanie planu, ustalanie ilości godzin, więc sobie można jeszcze trochę poodpoczywać. No, ale na razie to jeszcze daleka sprawa, więc wszystko przed nami.
Obudził mnie wielki huk.
Pojęcia nie mam co to było, bo może jeszcze we śnie, ale już tak się wybudziłam, że najlepiej będzie, jak sobie posłucham okolicznych ptaszków na pobliskich drzewach, bo chociaż jeszcze nie ma słońca, śpiewają, jak zaczarowane. Nie nagrywam, bo gdzieś mi się podziały wszystkie dyktafony, których już mam chyba 5 czy 6, a może jeszcze więcej, bo już się w ich liczbie pogubiłam, ale jak potrzebne, to ich nie ma. Postanowiłam sobie solennie, że zrobię porządki w szufladzie z elektroniką i tak wszystko poukładam, żebym nawet o północy wiedziała, gdzie co mam. Najnowszy mój dyktafon to olympus dn55 czy jakoś tak, ale go jeszcze do końca nie rozpracowałam i właśnie to też odłożyłam na wakacyjny czas, który już niebawem. A ten huk to chyba był w realu, bo słychać jakieś syreny alarmowe. Może komuś wybuchła butla z gazem? Ciekawe, czy Nuno by się przestraszył?