Najpiękniejszy miesiąc roku, a tak szybko mija! Nawet jeśli jest deszczowy i chłodny, lubię go najbardziej i dużo sobie zwykle po nim obiecuję. To nic, że mokro w lesie. Ptaszki i tak śpiewają, a wszelka kwitnąca roślinność robi wszystko, żeby w sercu gościła wiosna. Wieczorem, kiedy milknie gwar miasta, lubię wyjść na balkon i posłuchać, jak rozbrzmiewa maj. Zapach czeremchy i pobliskiego bzu przywodzi na pamięć te czasy, kiedy jako młoda dziewczyna wieczorami cichaczem zakradałam się do babcinego ogrodu i niby to przypadkiem podglądałam zakochaną parę, której nie były w głowie zapachy ani barwy majowego piękna. Dziś tu w Koleczkowie jest zaledwie 12 stopni ciepła, ale wyszłam na obejście, żeby posłuchać, co mówią zakochane ptaki. A czy chcecie wiedzieć, co powiedziała mi kukułka? Obiecała, że przeżyję jeszcze 35 lat!
A tutaj zimno jak w marcu.
Jestem znów w Koleczkowie, bo wnuk mojej bratanicy przyjmie w niedzielę po raz pierwszy Komunię świętą, więc jako bliska krewna też zostałam zaproszona na tę uroczystość. Myślałam, że się pogrzeję w słoneczku, a tu nic. Wieje, jak sto wiatrów, a chociaż słońce świeci, wcale nie jest ciepło, więc tylko przez szybę usiłuję się dogrzewać, ale teraz wołają mnie na przedpołudniową kawę, więc przerywam pisanie, ale jeszcze dziś coś napiszę.