Następnego dnia
Siedziałam sobie, jak lubię, pod masztem z kubkiem gorącej, aromatycznej kawy, gdy podeszła do mnie dziewczyna, której nie znałam. Zapytała, czy możemy porozmawiać. Czemu nie? Odpowiedziałam i zaprosiłam obok siebie na ławeczkę. Usiadła. Długo milczała, a ja czekałam, bo nie wiedziałam, z czym do mnie przyszła. Słońce mocno przygrzewało, statek spokojnie poruszał się na falach, a wiatr śpiewał swoją melodię nad zwiniętymi żaglami. Na górnym pokładzie ktoś grał na gitarze, a inny ktoś usiłował nucić jakąś morską piosenkę. W kubryku też ktoś śpiewał szanty przy gitarze, a reszta załogi uwijała się wokół swoich zadań. Byłam już trzeci dzień na jachcie, jeszcze prawie nikogo nie znałam. Potworzyły się wprawdzie jakieś kółeczka, ale mnie jakoś dotąd nikt nie zapraszał. Miałam więc nadzieję, że może ta dziewczyna też jest osamotniona i widząc, że do żadnej grupki nie należę, zechce się ze mną poznać i może nawet zaprzyjaźnić? Wreszcie się odezwała.
Ciąg dalszy nastąpi.